Chłodnym okiem: Bo liczą się punkty
Śląsk wygrywając z Lechią potwierdził, że jest największym rozczarowaniem sezonu. Gdyby zespół Tadeusza Pawłowskiego był tak słaby, jak wskazuje liczba punktów dzieląca go od strefy spadkowej, a w tej chwili mówimy już tylko o dwóch oczkach, to awans do grupy mistrzowskiej Lechia zawdzięczałaby sobie, a nie korzystnym rezultatom z innych boisk. Ofensywne ustawienie gości wskazywało nawet, że ich holenderski trener miał zamiar pokazać wrocławianom miejsce w szeregu, jakby nie zdawał sobie sprawy, że rywale na polskim podwórku mają niezłą, choć nieco nadszarpniętą markę. Musiał się zdziwić, skoro zespół z grupy spadkowej nie pozwolił jego drużynie zrobić sztycha. WKS pokazał, że mimo zawirowań nadal drzemie w tej drużynie potencjał – przynajmniej na grę solidną, w sam raz na naszą ekstraklasę.
Lechia we Wrocławiu rozczarowała i nic nie zapowiada, że zespół Ricardo Moniza w czołówce namiesza. Czy to dla nich powód do zmartwień? Zdecydowanie nie, bo gdańszczanie równie dobrze mogli być teraz w tym miejscu co Śląsk, czyli martwić się o ligowy byt. Tymczasem porażka im nie zaszkodziła – bez stresu mogą budować klub oparty na niemieckim know-how i holenderskim warsztacie szkoleniowym, a ambitniejsze cele postawić sobie za rok. Nastroje w obozie biało-zielonych uratował bowiem Bekim Balaj.
Napastnik z Albanii mógł wyrzucić Lechię poza pierwszą ósemkę, dając tym samym awans Jagiellonii. W ostatnich sekundach meczu w prostej sytuacji zamiast do bramki Piasta Gliwice trafił jednak w słupek i białostoczanie nie wczołgali się wyżej. Prawdę mówiąc, nie zasłużyli. Nie tylko dlatego, że kilka tygodni wcześniej dopisano im trzy punkty przy zielonym stoliku, co postawiło ich w uprzywilejowanej sytuacji, ale po prostu z powodu kiepskiej gry. Przecież w Jagielloni nieprzypadkowo doszło niedawno do zmiany trenera. Tu pojawia się jednak pytanie: kto na rywalizację o tytuł mistrzowski w ogóle zasłużył? To był wyścig ślimaków. Żadna z czterech zainteresowanych drużyn nie wygrała, więc ostatnia kolejka rundy zasadniczej niczego nie zmieniła. A szkoda. Taki Górnik zagra z Legią czy Lechem za zasługi z jesieni, bo w tym roku nie potrafił zwyciężyć ani razu, a Cracovia będzie się kopać z Widzewem, bo choć to zespół bez napastnika, to z pomysłem na grę. Nikt jednak nie bronił nikomu punktować, więc pokrzywdzonych nie ma.