Chłodnym okiem: Ofiary sukcesu
To nie jest dobry czas dla Korony – drużyna ugrzęzła w dole tabeli i chyba nawet jej kibice nie postawiliby złamanego grosza na awans swoich piłkarzy do grupy mistrzowskiej. Scyzorykom brakuje jakości od dawna, we Wrocławiu zresztą pamiętamy, jakie baty kielczanie zebrali od Śląska na finiszu poprzedniego sezonu. Ich hiszpański trener chwilę potem wrócił do ojczyzny, a zatrudniony w jego miejsce Ryszard Tarasiewicz do tej pory nie odcisnął wystarczającego piętna na zespole, w czym na razie nie pomaga mu zaciąg zawodników z zagranicy. Mecze Korony ogląda się z trudem – to futbol toporny i nieskuteczny. Dość powiedzieć, że po trzynastu kolejkach piłkarze z Kielc nie uzbierali nawet dwucyfrowej liczby goli! Rozbita drużyna, choć pewnie nieco podbudowana po meczu z Lechem, gdy w ostatniej akcji udało się uratować remis, pojechała do Chorzowa. To miał być mecz na przełamanie dla jednych i drugich. Ruch przeżywa przecież kryzys i w tym sezonie nie wygrał u siebie ani razu. I tak pozostało, bowiem to goście z Kielc wyszarpali trzy punkty, przerywając tym samym jeszcze dłuższą i mniej chlubną serię – szesnastu meczów wyjazdowych bez zwycięstwa.
Jednej wygranej nie można przeceniać i wciąż nie brakuje głosów, że to zespół Tarasiewicza jest tym, który w czerwcu pożegna się z ekstraklasą. Fakty są jednak takie, że kielczanie wygrali ważny pojedynek z sąsiadem w tabeli, czym sobie znacząco poprawili morale. A wiemy, jaką rolę u sportowca odgrywa głowa. Czy to zapowiedź lepszych wyników Korony, czas pokaże. W każdym razie Ryszard Tarasiewicz przetrwał trudny okres, w którym stołek pod nim już ponoć chybotał. Ktoś w Kielcach zachował jednak zimną głowę i nie dał się zwariować, zrzucając winę na szkoleniowca. Ten błąd popełniono z kolei właśnie przy Cichej, wymawiając umowę Janowi Kocianowi.
Ruch pod wodzą Kociana był czołową drużyną w Polsce, co oznacza, że słowacki trener wyciągał z tego zespołu znacznie więcej niż wynosił jego potencjał. Jak widać niektórzy szybko przyzwyczajają się do sukcesów. Wystarczyło kilka słabszych meczów, spowodowanych w dużej mierze koniecznością godzenia występów w ekstraklasie i Lidze Europy, by stać się ofiarą własnego sukcesu. Dość podobną historię przeżył Dariusz Wdowczyk w Szczecinie. On nie osiągnął co prawda wyniku na miarę Kociana, ale – rzut oka w statystyki – Pogoń pod jego kierownictwem to ósma drużyna ekstraklasy. Najwyraźniej właściciel Portowców uważa, że jego piłkarze powinni walczyć o podium. Od tygodnia w spełnieniu tych planów pomaga mu Jan Kocian, trener za słaby, by wyciągnąć Ruch z kryzysu.