Chłodnym okiem: Piast mierzy wysoko
Niepotraktowanie wygranej Piasta z Lechem Poznań jako niespodzianki byłoby wariactwem, ale też trzeba powiedzieć wprost – nie mieliśmy do czynienia z przypadkiem, w którym Dawid pobił Goliata. Może nazwy obydwu klubów czy statystyka, która przypomina, że stało się tak pierwszy raz w historii, na to wskazują, lecz przebieg rundy jesiennej już nie. Bo który zespół w trakcie trwania tego sezonu zrobił największe postępy? Właśnie Piast Gliwice. Lech to z kolei zespół z potencjałem, by deptać Legii po piętach, ale też taki, który od początku rozgrywek błąka się w środku tabeli, a niedzielnego rywala wyprzedza już tylko o punkt.
Pod koniec sierpnia podopieczni Angela Pereza Garcii okupowali przedostatnie miejsce w tabeli, a dyrektor sportowy gliwiczan w osobie Zdzisława Kręciny szukał już ponoć szkoleniowca, który pokierowałby piłkarzami z ulicy Okrzei zamiast Hiszpana. Okazało się to zbędne, bo rodak mistrzów Europy i były znakomity zawodnik okazał się niezgorszym trenerem – przeważnie tacy potrafią opanować głęboki kryzys. Trzy miesiące po feralnym lecie Piast jest tuż za czołową ósemką i jeśli dalej będzie grał w tym rytmie, to melodią przyszłości będzie jego awans do grupy mistrzowskiej. Gliwiczanie strzelają ostatnio na potęgę (z wyjątkiem bezbramkowo zremisowanego meczu z Łęczną), a przecież w sześciu pierwszych meczach trafili do siatki tylko dwukrotnie. Teraz Perez Garcia ma jednak ofensywę nie od parady: rozkwita talent młodego Bartosza Szeligi, Kamil Wilczek odnalazł się na pozycji numer dziewięć, zakontraktowanie w trakcie rundy Živca i Vassiljewa wystawia świetną notę scoutingowi (lub wzbudza zazdrość o znajomości), przełamał się nawet Tomasz Podgórski, który w niedzielę w końcu trafił do siatki. Jeśli solidny Ruben Jurado zaczyna mecze na ławce, to Piast jest naprawdę mocny, choć póki co tylko w ofensywie, o czym dobrze wiedzą i Flavio Paixao, i bramkarz Alberto Cifuentes, który powinien mieć do siebie pretensje nie tylko za przepuszczenie strzału Marcina Kamińskiego.
Problem z Kamińskim polega na tym, że jest groźny zarówno pod bramką rywala, jak i pod własną. Często mówi się tak o napastnikach, ale skoro uwaga dotyczy stopera, to tym bardziej coś jest nie tak. Ale dla Lecha to nie koniec złych wieści, bo z trójki Kamiński-Arajuuri-Wołąkiewicz ten pierwszy i tak wydaje się najsolidniejszy. Swoich zadań nie spełnia też ich nowy kolega z ofensywy – Zaur Sadajew póki co nie jest godnym następcą Łukasza Teodorczyka. Z dziewięciu meczów Maciej Skorża wygrał dla Lecha na razie tylko trzy. W efekcie następca Mariusza Rumaka dokonał selekcji negatywnej i planuje odbudowanie Kolejorza przed wiosną. Kibice Legii respektu przed poznaniakami mimo to nie czują, bo ciągle pamiętają styl, w jakim Legia prowadzona przez Skorżę straciła mistrzostwo Polski w 2012 roku na rzecz Śląska.