Pogrom w Gdańsku: Lechia 1 – Śląsk 4
Mecz z Lechią miał być dla wrocławian początkiem serii gier z mocnymi rywalami. Na poważny sprawdzian, czyli pojedynek z Lechem, przyjdzie im jednak poczekać jeszcze tydzień, bowiem w Gdańsku bez problemów pokonali gospodarzy 4:1 (3:0). Trening strzelecki urządził sobie Flavio Paixao, który zaliczył hat-tricka i miał udział przy samobójczym trafieniu Thiago Valente. Honorowego gola dla gospodarzy, którzy po czerwonej kartce dla Ariela Borysiuka prawie cały mecz grali w osłabieniu, strzelił Kevin Friesenbichler.
Bywają w futbolu takie spotkania, że drużyny przez pierwszy kwadrans badają siłę rywala i z boiska wieje nudą. Tym razem po 10 minutach było już po meczu. Najpierw w szóstej minucie Antonio Colak stracił piłkę w środku pola, a Sebastian Mila podał na prawe skrzydło do Flavio. Portugalczyk puścił piłkę między nogami próbującego naprawić swój błąd napastnika i chciał zagrać wzdłuż bramki. Machaja wyręczył jednak Valente, od którego piłka tak się odbiła, że zmyliła Mateusza Bąka i wpadłą do siatki.
Po kolejnych pięciu minutach tym razem to Flavio obsłużył w polu karnym Milę. Ten został zaatakowany wślizgiem przez Borysiuka, który zamiast w piłkę trafiłw nogi naszego zawodnika. Sędzia Frankowski podyktował rzut karny i wyrzucił sprawcę z boiska. Jedenastkę pewnie wykorzystał Flavio.
W tym momencie gospodarze mogliby rzucić ręcznik, ale pozostało 80 minut gry z rywalem, który w ofensywie czuje się naprawdę dobrze. I już w 23 minucie Danielewicz wślizgiem odebrał piłkę na połowie przeciwnika, Dudu zagrał w pole karne do Paixao, a ten z najbliższej odległości wbił trzeciego gola.
Gospodarze odpowiedzieli tylko celnym uderzeniem z rzutu wolnego Stojana Vranjesa, za to WKS mógł kontynuować wykonywanie wyroku. Do przerwy bramki już jednak nie padły, bo kolejnej okazji nie wykorzystał Flavio, a zimnej krwi zabrało pod bramką Lechii obrońcom – Celebanowi i Zielińskiemu.
W drugiej połowie Śląsk wyszedł na prowadzenie… w tabeli. Czwarta bramka WKS-u, a trzecia Paixao, zdobyta pięknym lobem z 25 metrów po nieporozumieniu Lekovicia i Bougadisa, sprawiła, że stosunkiem goli wrocławianie wyprzedzili Jagiellonię, która równolegle grała z Piastem. Gdy sędzia zagwizdał koniec meczu, byli jednak na drugim miejscu. Dlaczego? Bo zabrakło skuteczności Dankowskiemu, który wszedł na pół godziny za Picha (ale brawa za efektowny strzał z rzutu wolnego), Machajowi i Mili. Z kolei w tyłach Hołota i Celeban pozwolili zrobić dwójkową akcję Łukasikowi i Friesenbichlerowi, która zakończyła się – jeszcze po rykoszecie od Zielińskiego – bramką Austriaka. Śląsk wygrał efektownie, choć trochę szkoda, że po przerwie do głosu doszedł minimalizm.
Lechia – Śląsk – 1:4 (0:3)
Strzelcy: Friesenbichler 79 – Valente 6 – sam., Flavio 11, 23, 51
Lechia: Bąk - Pietrowski, Janicki, Valente (46 Bougaidis), Leković – Makuszewski (80 Friesenbichler), Borysiuk, Łukasik, Vranjes (61 Wiśniewski), Nazario - Colak
Śląsk Wrocław: Pawełek – Zieliński, Celeban, Hołota, Dudu, Danielewicz, Hateley, Mila, Pich (66 Dankowski), Flavio (88 Ostrowski), Machaj (85 Droppa)
Żółte kartki: Janicki, Vranjes, Wiśniewski, Friesenbichler – Dudu
Czerwona kartka: Borysiuk 10
Sędziował: Bartosz Frankowski
Widzów: 14 000