Chłodnym okiem: Paradoks Legii
Legia przegrała piąty mecz w ekstraklasie – tym razem z Górnikiem Łęczna. Z tej okazji na facebookowym koncie naszego serwisu pojawiło się zestawienie liczbowe, które wskazuje na pewną prawidłowość – mistrz Polski przegrywa co czwarty mecz, więc prawem serii podopieczni Henninga Berga po raz kolejny zejdą z boiska pokonani po spotkaniu ze Śląskiem. Ponoć są trzy rodzaje kłamstwa: zwykłe kłamstwo, bezczelne kłamstwo i statystyka. Ta podana przez nas pomija to, że Legia w lidze przegrywa tylko bezpośrednio po meczu w europejskich pucharach. Jeśli ktoś może więc liczyć na uśmiech losu, to będą to raczej Korona i Podbeskidzie. I pewnie nikt więcej, bo przygoda legionistów w Lidze Europy może już długo nie potrwać – w 1/16 finału trafili przecież na Ajax.
Niegdyś Maciej Skorża po jednej z porażek swojego zespołu, a prowadził wówczas właśnie Legię, powiedział pół żartem, pół serio, choć na pewno kontrowersyjnie dla swojego pracodawcy, że w tej sytuacji przynajmniej liga będzie ciekawsza. Wynik warszawiaków w Łęcznej działa podobnie – po wznowieniu rozgrywek w nowym roku zwiększy rywalizację. Gdybyśmy dokonali podziału już teraz, Śląsk traciłby do Legii jeden, a Lech trzy punkty. Jedna kolejka grupy mistrzowskiej może więc decydować o zmianie lidera. Pytanie tylko, jak długo rywale będą w stanie dotrzymać Legii kroku. Mistrz Polski skupiony na swoim podwórku może być na dłuższym dystansie drużyną nie do ugryzienia. Tadeusz Pawłowski mierzy siły na zamiary, mówiąc, że miejsce WKS-u w pierwszej trójce będzie sensacją. Ale brak mistrzostwa dla Legii to byłby już szok. Żeby wprowadzić Polskę w ten stan, we Wrocławiu, Poznaniu i Krakowie muszą trzymać za Legię kciuki. Bo ten zespół nie tylko godnie reprezentuje nasz kraj w Europie (uwaga dotyczy rzecz jasna jedynie piłkarzy), ale – eliminując drużynę z Amsterdamu – zwiększa szanse rywali w wyścigu o mistrzostwo Polski. Paradoks.
Nieoczekiwane zwycięstwo Górnika Łęczna wprowadza również sporo zamieszania w środku stawki. Drużyna z Lubelszczyzny nie bez podstaw zgłasza swoje aspiracje do pierwszej ósemki i nie chodzi tu tylko o pobicie mistrza Polski. Jeśli mielibyśmy wskazać zespół, którego gra była w zakończonej rundzie lepsza niż wyniki, byłby to właśnie Górnik. Fortuna nie sprzyjała drużynie Jurija Szatałowa, na czym skorzystał też Śląsk, zwyciężając z tym przeciwnikiem po golu Sebastiana Mili w ostatniej akcji spotkania. Dobra organizacja gry i szybkie wymiany piłki nie dały więc tyle, co konsekwencja, skuteczność, czyhanie na błędy i nieodzowne w piłce szczęście. Nieco z tych cech trzyma się Podbeskidzia, które – odwrotnie niż Łęczna – uzbierało więcej punktów niż wskazywałaby suma umiejętności jego piłkarzy. Zespół Leszka Ojrzyńskiego jest ósmy, ale za sobą ma spory peleton pościgowy, którego tempo dla Górali może być wiosną za mocne.