Podsumowanie rundy: ofensywa

22.12.2014 (21:33) | autor : Adam Osiński | skomentuj (0)

Istnieje życie bez Marco Paixao – pisały media po inaugurującym sezon zwycięstwie z Ruchem. Śląsk czerpał z niego pełnymi garściami przez całą jesień, bo pozostali zawodnicy nie tylko wypracowali dobrą formę, ale odnaleźli się w nowym systemie gry zaproponowanym przez Tadeusza Pawłowskiego.



 

By go ukształtować, szkoleniowiec potrzebował kilku kolejek, w trakcie których WKS grał ze zmiennym szczęściem. Pawłowski nie miał w kadrze napastnika na miarę ekstraklasy, więc wymyślił, że na szpicy – jako fałszywa dziewiątka – będzie grał jeden z pomocników – Mila lub Flavio. Następcy szukano więc wcale nie dla Marco, ale dla ofensywnego gracza wyjętego ze środkowej formacji. W meczu z Ruchem trener wybrał jednak bezpieczny wariant – za strzelanie goli i kreowanie gry odpowiadali tylko Sebastian Mila, Robert Pich i Flavio Paixao, czyli skrzydłowi i napastnik. Tak ustawiona drużyna – z Hołotą, Droppą i Hateleyem w środku pola – nie potrafiła przeciwnika zdominować i ograniczała swoje możliwości gry w ataku. Mimo to Śląsk wygrał w pierwszym meczu zasłużenie. Rywal trzymał piłkę, grał otwarty futbol i nadziewał się na kontry. Wrocławianie oddali w tym spotkaniu grubo ponad 20 strzałów (lepiej było tylko z Górnikiem Łęczna), a piłka do siatki trafiła dwukrotnie – za sprawą Mili i Picha.

Tydzień później w Szczecinie atak już nie funkcjonował, ale jednego gola WKS zdobył. Kluczowe było wycofanie Mili, który ze środka pola zagrał górną piłkę za plecy obrońców do Picha. W meczu z Pogonią ofensywną trójkę wspomagał ustawiony na prawym skrzydle Paweł Zieliński, ale było to działanie doraźne – ten gracz był po prostu potrzebny w defensywie. W trzeciej kolejce bramkarza Zawiszy wrocławianie pokonali dwukrotnie. Zieliński grał z powrotem w obronie i pokazał, że nawet na tej pozycji jest przydatny w ofensywie, atakując z głębi pola – zaliczył asystę przy pierwszym golu Picha. To właśnie w tym meczu po raz pierwszy najbardziej wysuniętym zawodnikiem był Mateusz Machaj, ale był to występ bezbarwny. Zresztą impet wrocławian w ataku wyhamował po strzeleniu drugiego gola i nie wzrósł pomimo gry w przewadze w drugiej połowie.

Tadeusz Pawłowski szukał więc dalej, ale zabrnął w ślepą uliczkę, bo w kolejnych dwóch spotkaniach jego zespół spisywał się w ataku mizernie i dorobku bramkowego nie poprawił. Ale po kolei. W Bełchatowie szansę pokazania się otrzymał Kamil Dankowski. Nie był to występ zły, nastolatek szarpał ambitnie na skrzydle, ale ten epizod – jedyny w pierwszym składzie – od początku był traktowany przez trenera jako okazjonalny. Dankowski miał być wprowadzany do ekstraklasy stopniowo. Co więc wymyślił trener? Przed meczem z Cracovią potwierdzony do gry został Krzysztof Danielewicz, dlatego Pawłowski ponownie, jak w pierwszej kolejce, zdecydował się zagrać trójką walczaków w środku pola. Tyle że krakowianie nie byli tak chętni do opuszczania swojej połowy jak Ruch i mecz zakończył się bezbramkowym remisem. W tym, jak i w dwóch poprzednich spotkaniach, na kilka końcowych minut wchodził jeszcze Sebino Plaku, ale był to już łabędzi śpiew Albańczyka w pierwszym zespole Śląska.


Od szóstego meczu aż do powrotu Marco Paixao na pozycji napastnika regularnie występował, chyba że akurat zmagał się z chorobą, Mateusz Machaj. W Białymstoku miał udział w dwóch strzelonych golach i rozwiał wszelkie wątpliwości. Machaj jako fałszywa dziewiątka cofał się, wspomagając Milę w rozegraniu, absorbował uwagę obrońców, wyciągał ich do przodu, robił miejsce partnerom. Skrzydłowi wbiegali w pierwszą linię, brylował w tym zwłaszcza Flavio, który był co prawda parokrotnie łapany na ofsajdzie, ale zdobył też kilka goli (Jagiellonia, Górnik, Piast, Lechia), będąc na granicy spalonego. Indywidualne statystyki Machaja może nie powalają – do gola na wagę remisu z Lechem dołożył jeszcze cztery asysty (i gola oraz asystę z Widzewem w PP) – ale bardziej niż indywidualne osiągnięcia liczyło się dobro zespołu. A zespół z Machajem w składzie nie tylko grać się nauczył, ale robił to w sposób ciekawy dla kibiców i nieprzewidywalny dla przeciwników. Do tego zresztą stopnia, że gdy na dwa ostatnie mecze do jedenastki wrócił Marco Paixao, coś w grze Śląska się zacięło – zabrakło ruchliwości i wymienności pozycji. Mimo to wrocławianie oba spotkania wygrali, a Portugalczyk Bełchatowowi strzelił nawet gola.


Machaja zabrakło ponadto w Bielsku-Białej i Chorzowie. W tym drugim spotkaniu zastąpił go Konrad Kaczmarek, który dołączył do Śląska już w trakcie rozgrywek i z niezłej strony pokazał się w rezerwach, ale wiosną był zaledwie rezerwowym w pierwszoligowej Olimpii Grudziądz. Walczył na granicy faulu, raz i drugi rozegrał celnie piłkę, ale nie doszedł do żadnej sytuacji bramkowej, nie było widać chemii między nim a kolegami. Znamienne jednak, że trener Pawłowski postawił właśnie na napastnika rodem z Głogowa, a nie na 18-latka Karola Angielskiego, wychowanka Korony Kielce, który trenował z drużyną przez cały okres przygotowawczy. Angielski uzbierał w minionej rundzie raptem kilka minut gry w trzech spotkaniach. Po powrocie Marco Paixao jego szanse na występy jeszcze bardziej maleją, chyba że zrobi spore postępy w najbliższych miesiącach. W tym miejscu warto też przypomnieć, że przed sezonem do Śląska dołączył skrzydłowy – Waldemar Gancarczyk. Były gracz MKS-u Oława nawet nie zadebiutował w ekstraklasie, a że nie jest graczem młodym (ma 24 lata), pierwszej drużynie już nie pomoże. Dlatego do gry w rezerwach warto poszukać bardziej perspektywicznych zawodników, takich jak Michał Bartkowiak. Ten 17-latek wystąpił w pierwszej drużynie Śląska w Bełchatowie, lecz dzień później w meczu rezerw złamał nogę i runda się dla niego skończyła.


Wróćmy do spotkania z Jagiellonią. Było ono przełomowe nie tylko dla Machaja, ale też Krzysztofa Ostrowskiego, który najpierw zaliczył asystę przy golu Droppy (piłka otarła się jeszcze o Flavio), a potem sam trafił do siatki. Od tego dnia stał się prawdziwym dżokerem, regularnie zmieniając Picha lub właśnie Machaja – do ataku przesuwał się wtedy Flavio. W meczu z Górnikiem Łęczna strzelił wyrównującego gola, przywracając drużynie wiarę w zdobycie kompletu punktów. Za każdym razem, gdy wchodził na zmianę, napędzał na nowo grę Śląska – potrafił podnieść głowę i zauważyć w polu karnym kolegę. Tak było nie tylko w Białymstoku, ale też z Koroną, gdy podał w uliczkę do Flavio, zaliczając asystę na wagę trzech punktów. Innego typu zagranie – dośrodkowanie spod linii końcowej na głowę – zaprezentował przy golu Flavio w Warszawie. Odnajdywał się na obu skrzydłach – gdy na lewej stronie łamał akcję do środka, potrafił znakomicie uderzyć z dystansu. Nie zdobył co prawda jeszcze takiej bramki jak kilka lat temu z Wisłą Kraków na Oporowskiej, ale przynajmniej dwukrotnie było naprawdę blisko. We wspomnianym już meczu z Podbeskidziem Ostrowski zastąpił w pierwszej jedenastce Machaja i zajął miejsce na boku pomocy (do ataku przeszedł Flavio), zaś w Chorzowie wszedł na drugą połowę za bezproduktywnego Kaczmarka i była to już zmiana jeden do jeden – napastnik za napastnika. Ostry i w tej roli się odnalazł – oddał kilka strzałów, a gra Śląska w końcu zaczęła się zazębiać.

Machaj dał wiele drużynie jako fałszywa dziewiątka, Ostrowski jako dżoker, który odnajduje się w każdym sektorze boiska, ale w statystykach najlepiej wypadają Flavio, Mila i Pich –dokładnie w tej kolejności. Każdy z nich w poprzednim sezonie w jakimś stopniu zawiódł, dlatego eksplozja formy, bo chyba tak należałoby to nazwać, całej trójki jednocześnie jest zaskoczeniem i wystawia sztabowi szkoleniowemu jednoznaczną notę. Liderów Śląska nie można jednak zagłaskać, bo mogli dać drużynie jeszcze więcej.


Flavio do 12 goli dorzucił cztery asysty. Spoglądając wstecz na jego wiosenne wyczyny, gdy potrafił spartolić wiele bramkowych okazji i raził brakiem szybkości, ten wynik rzuca na kolana. Portugalczyk potrzebował regularnej gry, by w końcu odpalić. Obecny Flavio wychodzi do prostopadłych piłek, mija rywali na skrzydle, korzysta z techniki, zastawia się w środku pola. Wierzy w siebie, niekiedy tak bardzo, że zdarza mu się wikłać w niepotrzebne dryblingi. Gdyby był jeszcze skuteczniejszy, mógłby być samotnym liderem klasyfikacji strzelców. A tak dzieli ten tytuł z Mateuszem Piątkowskim z Jagiellonii.


Pich miał rewelacyjny start – w trzech kolejkach strzelił cztery gole, natomiast w dalszej części sezonu uzupełnił dorobek już tylko o dwa trafienia. Jeśli dodamy, że jedyną asystą popisał się na inaugurację z Ruchem, może to sugerować, że gwiazda Słowaka szybko zgasła. Ale byłaby to tylko połowiczna prawda. Nie da się ukryć, że Pich znikał z pola widzenia na zbyt długie fragmenty gry, ale czasami był po prostu bohaterem troszkę dalszego planu – na przykład notował asysty drugiego stopnia (bez niego nie byłoby dwóch goli i zwycięstwa z Łęczną) czy skupiał na sobie uwagę rywali. Warto zwrócić uwagę, że Flavio zaczął strzelanie dopiero w siódmej kolejce (z Górnikiem). Może jedna gwiazda musiała przygasnąć, żeby druga mogła rozbłysnąć. A może w lutym i marcu obrońcy skupią się na braciach Paixao i skorzysta na tym Pich? W każdym razie słowacki skrzydłowy możliwości ma ogromne.


No i wreszcie bohater narodowy. Nikt by tak dziś nie mówił, gdyby Mila nie pokazał dobrej formy w meczach Śląska Wrocław. Najlepszy okres miał od końca sierpnia do połowy października, czyli do meczów kadry z Niemcami i Szkocją. Potem wokół jego osoby było dużo wrzawy i pewnie mu to nie pomogło. Ale Mila to taki piłkarz, że nawet jak mu nie idzie, jak zirytuje kibica głupią stratą, to i tak w każdej chwili jest w stanie jednym czy dwoma zagraniami rozstrzygnąć mecz. Wiosną grał często nominalnie jako prawy pomocnik, obecny sezon zaczął sensacyjnie jako napastnik. Dobrze się stało, że trener Pawłowski wymyślił Machaja na dziewiątce, bo dzięki temu Mila mógł wrócić do środka pola i w najlepszy sposób korzystać ze swoich atutów. Były kapitan uzbierał 5 goli i 6 asyst. Tych drugich byłoby więcej, ale piłkarze WKS-u już od dawna nie są groźni w polu karnym rywala, gdy Mila bije rzuty rożne lub wolne. Do zapamiętania mamy tylko gol Piotra Celebana w meczu z Podbeskidziem i może jeszcze sytuację z ostatniego spotkania z Bełchatowem, kiedy to w szesnastce faulowany był Tomasz Hołota.





>> NOWSZY
<< STARSZY
KOMENTARZE
Nie skomentowano jeszcze tego newsa.
DODAJ KOMENTARZ
Czy wiesz, że wszystkie nowo dodane komentarze muszą zostać zaakceptowane przez redakcję.

Nie chcesz czekać? Zarejestruj się na forum kibiców ¦ląska Wrocław a następnie podczas dodawania komentarza podaj swój login i hasło.

Koniecznie przepisz tekst z obrazka!
Nick*:
Hasło:
Adres e-mail:
Treść komentarza*:
* - pola wymagane




Ekstraklasa

Nazwa Mecze Punkty Bramki
1. Jagiellonia Białystok 30 56 68-41
2. Lech Poznań 30 52 43-34
3. Śląsk Wrocław 30 51 40-29
4. Górnik Zabrze 30 51 43-33
5. Legia Warszawa 30 50 46-34
6. Raków Częstochowa 30 49 51-32
7. Pogoń Szczecin 30 48 56-36
8. Widzew Łódź 30 42 39-39
9. Piast Gliwice 30 38 32-32
10. Stal Mielec 30 38 36-42
11. Zagłębie Lubin 30 38 35-46
12. Radomiak Radom 30 35 36-51
13. Warta Poznań 30 34 31-37
14. Cracovia 30 33 38-40
15. Puszcza Niepołomice 29 32 35-46
16. Korona Kielce 29 30 34-38
17. Ruch Chorzów 30 23 34-52
18. Łódzki KS 30 21 29-64

III liga 2023/2024, grupa: III

Nazwa Mecze Punkty Bramki
1. Śląsk II Wrocław 27 59 61-27
2. Rekord Bielsko-Biała 27 58 62-29
3. MKS Kluczbork 27 54 47-28
4. Górnik Polkowice 27 42 44-41
5. Górnik II Zabrze 27 40 45-40
6. Pniówek Pawłowice Śląskie 27 40 44-42
7. KS Stilon Gorzów Wielkopolski 27 39 40-34
8. Karkonosze Jelenia Góra 27 38 35-39
9. LKS Goczałkowice Zdrój 27 37 38-30
10. Ślęza Wrocław 27 37 52-50
11. Lechia Zielona Góra 27 36 41-46
12. Carina Gubin 27 31 36-47
13. Unia Turza Śląska 27 30 38-47
14. Warta Gorzów Wielkopolski 27 30 33-50
15. Odra Bytom Odrzański 27 29 32-37
16. Gwarek Tarnowskie Góry 27 28 33-43
17. Raków II Częstochowa 27 23 36-56
18. LZS Starowice Dolne 27 17 28-59