Chłodnym okiem: Niecierpliwość popłaca
Dziś rano pracę stracił Leszek Ojrzyński. Z Bielska dochodziły głosy, że w przypadku braku awansu do grupy mistrzowskiej kontrakt tego trenera nie zostanie przedłużony, lecz jego wcześniejsze zerwanie to zaskoczenie. Mam wrażenie, że znów prezesowska głowa, tym razem Wojciecha Boreckiego, zagotowała się. To pewnie wynik rozgoryczenia, wszak Górale niedawno byli naprawdę blisko celu i dali się wyprzedzić dopiero na finiszu. Między innymi Pogoni Szczecin, może więc prezes Podbeskidzia pozazdrościł dobrej decyzji władzom Szczecina, które zatrudniły Czesława Michniewicza, a ten wygrał na dzień dobry trzy mecze z rzędu. Gdyby nowy trener bielszczan (nazwisko poznamy lada chwila) zanotował taki początek, Podbeskidzie byłoby uratowane. Ale nie dla każdego zmiana trenera była tak szczęśliwa jak dla Pogoni czy Cracovii, z którą Jacek Zieliński wygrał po raz drugi.
I tu musimy się zatrzymać. Klubowi decydenci wielokrotnie zbierają cięgi za pochopne wyrzucanie trenerów, sam chętnie dołączałem do tego linczu, ale teraz widać, że wielu z nich miało rację. Ruch Fornalika gra solidnie i wyszedł ze strefy spadkowej, Zawisza pod wodzą Rumaka jest rewelacją wiosny, choć akurat ostatnie tygodnie ma gorsze, wygrywać zaczął też Piast Latala, Zieliński ugrał z Cracovią komplet oczek w dwóch spotkaniach, Pogoń Michniewicza i Lechia Brzęczka trafiły do pierwszej ósemki, choć miały takie momenty, że były od niej daleko. Patrząc jeszcze wyżej, to Skorża sprawił, że Lech bije się o tytuł i rywalizacji z Legią wcale przegrać nie musi. A wracając do Podbeskidzia – nowy trener zespołu spod Klimczoka musi być skuteczniejszy niż Marek Zub w Bełchatowie, kandydacie do spadku numer jeden.
Czyj los podzieli Podbeskidzie, nie wie nikt. Pewne jest za to, że obok – dajmy na to – Bełchatowa spadnie ktoś jeszcze. Jeśli szkoleniowiec, którego wymyśli Borecki, spełni oczekiwania, to znaczy, że fortuna odwróci się od kogoś innego. Niewykluczone, że los zadrwi z krytyków prezesów i spadkowiczem okaże się klub zatrudniający cały sezon jednego trenera – Górnik Łęczna. Jurij Szatałow wyniki miał średnie przez wiele miesięcy, to znaczy dobre u siebie, a fatalne na wyjazdach. Jednak nawet gdy przegrywał, był chwalony za styl, jak niedawno w Białymstoku, gdzie Bonin i spółka dawali minikoncert na boisku trzeciej drużyny w tabeli. I taki zespół ma spaść? To możliwe, decyduje nawet chwilowa zadyszka. Faworytem grupy B jest z kolei Korona, drugi i ostatni klub dolnej ósemki, w którym od lipca pracuje ten sam trener.