Chłodnym okiem: Raz na wozie, raz pod wozem
Sportowe życie toczy się w tak szybkim tempie, że droga z piekła do nieba i w drugą stronę może być krótka jak z Zabrza do Chorzowa. Jaskrawe przykłady dostarcza polska piłka, co widać chociażby po wynikach minionej kolejki ekstraklasy. Mistrz Polski przegrał u siebie z kandydatem do spadku i w tej chwili sam znalazł się pod kreską. Z kolei beniaminek z Niecieczy na starcie ligi przegrał trzy mecze z rzędu, a teraz ma tyle samo punktów co warszawska Legia, która zaczęła sezon od tyluż zwycięstw.
Na dodatek Termalica odniosła właśnie swoją pierwszą wyjazdową wygraną – i to na boisku Cracovii prowadzonej przez Jacka Zielińskiego, trenera, który przed kilkoma miesiącami odmienił grę Pasów jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nawet porażka z polskimi „Wieśniakami” nie powoduje spadku notowań Cracovii, która wciąż typowana jest do walki o podium. Czy jest to realny cel dla podopiecznych Zielińskiego, zależy w dużej mierze od tego, kiedy z letargu obudzą się Lech i Lechia. Sprzymierzeńcem klubów, które w pierwszej fazie sezonu prezentują się nie tyle poniżej oczekiwań, ile po prostu poniżej wszelkiej krytyki, jest podział punktów po sezonie zasadniczym. Grunt to załapać się do górnej ósemki. A z tym mimo wszystko powinni sobie w Poznaniu i Gdańsku poradzić, zwłaszcza przy tak płaskiej tabeli i wyrównanym poziomie wszystkich zespołów.
Krótką drogę przywołaną na wstępie odbyli w niedzielę piłkarze Górnika, którzy stoczyli bój w Wielkich Derbach Śląska. I przegrali go, tak jak pięć innych meczów. Po wygranej Podbeskidzia w Poznaniu zabrzanie jako jedyna drużyna ligi ani razu nie zdobyli kompletu punktów. A jeszcze do niedawna można ich było nazywać rycerzami jesieni, kiedy to za kadencji Adama Nawałki regularnie lokowali się w górnej połówce tabeli. Odejście tego trenera do pracy z kadrą związało się z regresem, choć nie był to jedyny powód upadku zabrzan. Dziś zamykają oni tabelę, a o pierwsze zwycięstwo powalczą już w piątek ze Śląskiem. Drużyna Tadeusza Pawłowskiego to też taki dr Jekyll i mr Hyde, co pokazały choćby dwie różne połówki w spotkaniu z Jagiellonią. Od tego, którą twarz WKS pokaże w Zabrzu, zależy, czy w piątek o godzinie 20 wskoczy na pozycję wicelidera, czy po zakończeniu kolejki znajdzie się w drugiej połówce tabeli.
Jeśli Górnik wygra po raz pierwszy, zepchnie mistrza Polski na samo dno tabeli. Ale przecież to nie musi być jednorazowy wyskok zabrzan. Może być i tak, że Leszek Ojrzyński w końcu jednak odciśnie swoje piętno na drużynie z Roosevelta i coś tam drgnie. Wątpliwe, czy na tyle, by zakręcić się w okolicy ósmego miejsca, bo jednak dziesięciopunktowa strata jest znaczna, ale Górnicy na pewno nie pogodzili się z rolą chłopców do bicia. Z kolei w roli bijących do tej pory występowali (akurat nie w Szczecinie) piłkarze Piasta. Dwa tygodnie temu Tomasz Wieszczycki powiedział, że Piast mimo dobrej postawy nie utrzyma pozycji lidera do grudnia. I pewnie ma rację. A czy wariatem byłby ten, kto powiedziałby, że zespół z Gliwic nie znajdzie się w grupie mistrzowskiej po 30 kolejce? Dziś łatwo przytaknąć, ale to liga jest zwariowana.