I po Cholewiaku… Transfery i kontrakty (KOMENTARZ)
Przeprowadzce Mateusza Cholewiaka z Wrocławia do stolicy towarzyszyło wiele emocji wśród kibiców Śląska, czego efektem były komentarze pod artykułami oraz wpisy w mediach społecznościowych. Jak chłodnym okiem można ocenić ten transfer oraz politykę kadrową WKS-u?
- Każdy zawodnik z naszej kadry jest do sprzedania. Jeśli pojawi się konkretna oferta, która będzie adekwatna do poziomu danego zawodnika i szanowała nasz klub, to jesteśmy w stanie rozpocząć negocjacje – mówił Dariusz Sztylka w czerwcu 2018 roku w wywiadzie dla „Gazety Wrocławskiej”.
Od tego czasu sytuacja w klubie niewiele się zmieniła - na Oporowskiej nikt nie pogardzi każdym potencjalnym dodatkowym zastrzykiem gotówki. Tym bardziej, że zarząd i pion sportowy cały czas mają na głowie bagaż od poprzedników w postaci wysokich kontraktów obciążających budżet.
Prezes Piotr Waśniewski niejednokrotnie podkreślał, że nie pozwoli, by w drużynie były „kominy płacowe”, dlatego większości zawodników z wcześniejszego zaciągu we Wrocławiu już nie ma. Na liście płac widnieją jednak Michał Chrapek, Robert Pich, czy Piotr Celeban, z którym próbowano renegocjować kontrakt.

Latem drużyna może zostać bardzo mocno przebudowana, bo nie tylko temu tercetowi, ale także kilkunastu innym zawodnikom mogą wygasnąć latem umowy ze Śląskiem. W tym gronie są m.in. mający problemy zdrowotne Łukasz Broź oraz Mateusz Radecki. Niepewna jest także przyszłość wypożyczonego z Legii Mateusza Hołowni, a także na razie nie spełniających do końca pokładanych w nich nadziei Lubambo Musondy i Filipa Markovicia.
O zawodnikach, którym kończą się kontrakty latem pisaliśmy TUTAJ. W przypadku części z nich, umowy mogą ulec automatycznemu przedłużeniu po rozegraniu przez nich określonej liczby minut na boisku.
W tej sytuacji każda decyzja personalna musi być wpisana w dłuższą strategię funkcjonowania drużyny i klubu, bo zarówno szatnia, jak i budżet, nie są z gumy. Aby zatrudnić latem nowym graczy, ktoś musi zespół opuścić. Dodatkowo nie można zapominać, że do tanga trzeba dwojga i to nie tylko klub musi chcieć podpisać nowy kontrakt, ale także sam zawodnik musi chcieć grać w Śląsku. Obie strony muszą dojść do porozumienia w długości umowy i wysokości zarobków, a naturalne jest, że przy przedłużaniu kontraktu każdy liczy na podwyżkę. Nie ma możliwości, by latem się wzmacniać, nie żegnając się z jakimiś piłkarzami.
Nie można zarzucać zarządzającym WKS-em, że sprawę Mateusza Cholewiaka przespali, bo negocjacje rozpoczęły się jesienią. I kto wie, jak potoczyłyby się dalej, gdyby nie oferta z Legii, która jest sytuacją win-win-win, bo zyskują trzy strony: Legia, Śląsk i Cholewiak.
Realia są takie, że aktualnie WKS nie jest w stanie i nie chce konkurować z klubem z Łazienkowskiej w zakresie oferowanych zarobków. Zawodnik, który wkrótce będzie mieć już 30 lat, podpisał kontrakt życia i zarobi w stolicy na godziwą emeryturę. Stawiając podpis pod kontraktem może spełnić swoje marzenia - trzy lata temu biegał po boiskach w Bytowie, Suwałkach czy Siedlcach, a teraz będzie mieć dużą szansę na walkę o najwyższe trofea i grę na europejskich arenach.
Śląsk natomiast realnie zasilił klubową kasę, a nie oddał piłkarza za darmo, co często zdarzało się we wcześniejszych oknach transferowych. W ostatnich 4 latach WKS sprzedał jedynie Ryotę Moriokę, Jakuba Koseckiego i Jakuba Słowika! Według raportów Piłkarska Liga Finansowa za lata 2018 i 2017 aż 11 klubów zarobiło na transferach więcej od Śląska! Uzyskane teraz pieniądze można będzie przeznaczyć na sfinansowanie nowego, bardziej perspektywicznego gracza. Według nieoficjalnych informacji wrocławianie zapłacili Stali Mielec 100 tys. zł, a sprzedali za 250 tys. zł, zysk jest zatem znaczący.
W dodatku Cholewiak w aktualnej konfiguracji personalnej nie był asem w talii kart trenera Vitezslava Lavicki, a jedynie jokerem. Na 20 jesiennych meczów ligowych, jedynie 5 razy pojawił się w wyjściowej jedenastce, a na murawie spędził łącznie nieco ponad 600 minut. Odejście Wojciecha Golli, Roberta Picha, Israela Puerto czy Przemysława Płachety byłoby znacznie bardziej odczuwalne dla drużyny.
W tej beczce miodu jest jednak łyżka dziegciu. Zielono-biało-czerwoni stracili jokera, w najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Ze świecą można szukać piłkarza, który może wystąpić zarówno na pozycji bocznego obrońcy, skrzydłowego, jak i napastnika. To właśnie ten atut w połączeniu z cechami wolicjonalnymi zdecydował, że w Legii zdecydowano się na tak nieoczywisty transfer.
Z pewnością o zastępstwo dla gracza o takiej charakterystyce zimą będzie trudno, jednak otwarte pozostaje pytanie czy gdyby nie oferta ze stolicy, to Cholewiak w przyszłym sezonie nadal reprezentowałby barwy Śląska. Według menadżera piłkarza, zainteresowane jego pozyskaniem były kluby z Turcji i Azji, jednak ze względów rodzinnych futbolista wolał pozostać w Polsce i trudno w tej sytuacji o lepszą ofertę, niż z Legii.

Wkrótce przekonamy się czy próba podbicia stolicy skończy się powodzeniem, czy też powtórzy losy Krzysztofa Ostrowskiego i Krzysztofa Szewczyka, którzy jako ostatni przenosili się ze Śląska do CWKS-u i Warszawy nie podbili.
Kibicom Śląska pozostaje podziękować Cholewiakowi za pozostawiane na boisku serce i z nadzieją spoglądać na Oporowską, trzymając kciuki za Dariusza Sztylkę, by sprawił, że pieniądze z transferu zostaną optymalnie spożytkowane. Zimą rynek nie jest tak zasobny, jak latem, nie można jednak zapominać o działaniach długofalowych i potencjalnym przemodelowaniu zespołu przed kolejnym sezonem.
A praca całego pionu sportowego w ciągu ostatnich 12 miesięcy sprawiła, że w sercach i głowach fanów WKS-u znów rozpaliła się nadzieja, że wrocławianie mogą powalczyć o coś więcej, niż mistrzostwo grupy spadkowej… i że będzie to stały trend. Chcąc to osiągnąć nie można pozwolić sobie na powtórkę z wydarzeń sprzed kilku lat i wiązanie się kilkuletnimi kontraktami z zawodnikami zarabiającymi nieadekwatnie do wkładu wnoszonego do wyników na boisku.
ZOBACZ TEŻ: Śląsk zainteresowany napastnikiem Wisły