Wojskowi bez armat
Letnie okienko transferowe w wykonaniu Śląska Wrocław rysuje się pod kątem odejść z klubu. W poniedziałek potwierdzono, że Oporowską opuści Arkadiusz Piech. We wtorek do Piecha oraz pięciu innych zawodników dołączył Marcin Robak. Wszystko wskazuje na to, że doświadczony napastnik wzmocni Miedź Legnica.
Pan Piłkarz Marcin Robak
W środowisku kibicowskim zdania na temat Marcina Robaka są mocno podzielone. Z jednej strony można wytykać mu fakt, że nie zawsze dawał z siebie sto procent i nie miał odpowiedniego charakteru, by pełnić funkcję kapitana drużyny. Z drugiej trzeba pamiętać, że gdyby nie on, Śląska pewnie już nie byłoby w Ekstraklasie. Spróbujmy prześledzić karierę Marcina w ekipie „Wojskowych”.
Robak przyszedł do klubu w lipcu 2017 roku, po tym, jak został wykupiony z Lecha Poznań. Mimo 34 lat na karku, wciąż był postrzegany jako ogromne wzmocnienie. Przecież dopiero co został królem strzelców, zdobywając 18 bramek dla drużyny z Poznania. Dwuletni kontrakt i gwarancja bycia jednym z najlepiej zarabiających zawodników w Śląsku odzwierciedlały w pełni jego status i nadzieje, jakie klub z nim wiązał.
Śląsk miał za sobą burzliwe okienko transferowe i nie był do końca poukładany organizacyjnie. Mimo to nie trzeba było długo czekać, aż transfer Robaka zacznie się spłacać. Już w pierwszym sezonie przy Oporowskiej strzelił 19 bramek, zostawiając w tyle kolegów z drużyny. Nawet gdyby odjąć mu gole zdobyte z rzutów karnych, które stanowiły prawie połowę jego dorobku strzeleckiego, dalej byłby najlepszym snajperem Śląska.
W kolejnym sezonie znowu próżno było u niego szukać oznak boiskowego starzenia się. Marcin wciąż nie obniżał lotów. Zdobył 18 goli, do których dorzucił dwie asysty. Dało mu to udział przy aż 40% bramek całej drużyny. W całej lidze większy współczynnik mieli tylko Igor Angulo z Górnika (63%) oraz Petteri Forsell z Miedzi (42%).
Nie ulega żadnym wątpliwościom, że pod kątem sportowym Robak to jeden z najlepszych napastników w całej lidze. Wiek zdaje się być dla niego tylko liczbą. Wszak w listopadzie skończy 37 lat, a mimo to regularnie, sezon w sezon, znajduje dla siebie miejsce w czołówce najlepszych strzelców Ekstraklasy. Zadanie zastąpienia zawodnika takiego kalibru na pewno nie należy do najłatwiejszych. Mimo to Śląsk musi spróbować. Poniżej prezentujemy możliwości, które klub może mieć do dyspozycji.
Napastnik pierwszego wyboru
Choć może się to wydawać nieprawdopodobne i brzmieć nieco niepoważnie, po odejściu Robaka i Piecha pierwszym wyborem na pozycji napastnika jest… Daniel Szczepan. Napastnik z Wodzisławia Śląskiego w ubiegłe wakacje wzbudził zainteresowanie Śląska. Nic dziwnego, bo w barwach GKS-u Jastrzębie strzelał jak na zawołanie. W sezonie 2016/2017 zdobył 17 bramek, wydatnie przyczyniając się do awansu swojej drużyny do drugiej ligi. Sezon później również udowodnił swoją klasę, grając już poziom wyżej i strzelając 13 goli w 31 spotkaniach. Nic dziwnego, że stał się łakomym kąskiem na rynku transferowym. Wybrał Śląsk, gdzie już niestety nie było tak kolorowo. W ubiegłym sezonie wybiegał na boisko zaledwie osiem razy, co dało mu w sumie niespełna sto minut na ekstraklasowych boiskach. Nie dziwi więc fakt, że nie udało mu się ani razu trafić do siatki rywali.
O Szczepanie mówi się, że jest jednym z „młodych”, dla których ten sezon może być przełomowy. Mało kto ma chyba świadomość tego, że to chłopak z rocznika 1995. Dwa tygodnie temu skończył 24 lata i bardzo daleko mu do statusu młodzieżowca. Jeżeli ma wystrzelić z formą, to chyba będzie jego ostatnia szansa.
Mamy młodych i nie zawahamy się ich użyć
Szkolenie we Wrocławiu od kilku ładnych lat stoi na bardzo wysokim poziomie. Nic dziwnego, że rezerwy Śląska właśnie wywalczyły sobie awans do trzeciej ligi, a drużyna U-18 została wicemistrzami Polski. Zawodnikiem obu tych ekip był w minionym sezonie młodziutki Piotr Samiec-Talar. Jeżeli mówimy „młodość”, to myślimy o takich właśnie piłkarzach. Urodzony w 2001 roku napastnik już zdążył zapracować sobie na powołanie do pierwszej drużyny. Nic dziwnego, bo w sezonie 2018/2019 Piotrek udowadniał, że zarówno CLJ, jak i IV liga, to dla niego zbyt nisko zawieszona poprzeczka. Strzelał, kiedy chciał i komu chciał. Grał głównie w U-18 (16 meczów, 14 bramek i pięć asyst), ale kiedy był powoływany na mecze rezerw, to również nie zawodził. Zagrał tam sześć razy. Strzelił siedem bramek i zanotował trzy asysty.
Zdawać by się mogło, że do pierwszej drużyny Piotrkowi wciąż jest jeszcze dalej niż bliżej. Ale może się okazać, że potrzeba faktycznie jest matką wynalazków i wariant z Samcem-Talarem będzie coraz częściej stosowany. Póki co młodziutki snajper ma już za sobą debiut w Ekstraklasie (krótki epizod w meczu z Miedzią) oraz dwa wejścia z ławki w Pucharze Polski.
Cudze chwalicie, swego nie znacie
W czasach prężnie działającego rynku transferowego i obecnego również w Śląsku trendu sprowadzania piłkarzy z różnych stron świata, nie można zapominać o tych, którzy pochodzą z samego Wrocławia. Jednym z nich jest Sebastian Bergier, który jako mały chłopiec mógł niemalże dostrzec stadion przy Oporowskiej ze swojego okna. To przykład piłkarza, który pokonał wszystkie szczeble w klubowej akademii, dochodząc aż do pierwszej drużyny. I gdy wszystko wskazywało na to, że Śląsk wychował sobie napastnika na lata, postanowiono go wypożyczyć do pierwszej ligi.
Na zapleczu Ekstraklasy kariera Sebastiana stanęła w miejscu. Jesienią przebywał w Mielcu, gdzie regularnie dostawał szanse w końcówkach spotkań. Na wiosnę przeniósł się do Wigier Suwałki, a tam był częścią pierwszej drużyny tylko teoretycznie. Zagrał zaledwie cztery mecze. Zdecydowanie lepiej szło mu w rezerwach Wigier, ale umówmy się – czwarta liga to nie jest dobry wyznacznik jakości zawodnika. Teraz jednak Bergier wrócił do Wrocławia. Wczoraj wziął udział w pierwszym treningu razem z resztą drużyny i być może będzie zabrany na zgrupowanie do Słowenii. Nie można przecież zbyt łatwo skreślać chłopaka, który miał tak dobre wejście do Ekstraklasy.
Oczywista oczywistość
Mimo całej sympatii do młodych piłkarzy oraz wiary w ich potencjał, trzeba być realistą. Aby wejść w buty Marcina Robaka należy mieć naprawdę duży rozmiar stopy. Sporo się czytało o potencjalnych celach transferowych Śląska na letnie okienko. Napastnik od początku był priorytetem, dlatego nie dziwiła nas liczba podawanych informacji. Przewijało się mnóstwo nazwisk – Joao Silva, Tiago Alves, Łukasz Gikiewicz, Tomas Wagner, Juanto Ortuno... Ile w plotkach prawdy, tego nie wie nikt. Jednego możemy być natomiast pewni. Śląsk, chcąc liczyć się w Ekstraklasie, musi sprowadzić napastnika z prawdziwego zdarzenia. Po odejściu Robaka pozostaje dziura, której nie da się łatwo zapełnić. Nie wydaje się, żeby któryś z obecnych zawodników mógł go godnie zastąpić. Zarząd musi więc sięgnąć głębiej do kieszeni, żeby przyciągnąć atrakcyjne nazwisko. I nagle może się okazać, że Robak wcale nie zarabiał tak dużo...