Podtrzymać serię
Piłkarze Śląska po miesiącach marazmu w końcu wrócili na zwycięską ścieżkę. Choć ostatnie zwycięstwo z Wisłą Płock było raczej wypadkową złej formy gości, aniżeli dobrej dyspozycji WKS-u, to morale w drużynie rosną. Mecz z ŁKS-em będzie ostatnim przed przerwą reprezentacyjną oraz ostatnim w tej połowie rundy zasadniczej sezonu 19/20. Zwycięstwo mile widziane.
Ostatnia wizyta wrocławian na stadionie obecnego beniaminka ekstraklasy miała miejsce aż 8 lat temu. Wtedy to drużyna pod wodzą Oresta Lenczyka pokonała ŁKS 2:1 po bramkach Kaźmierczaka i Wasiluka oraz zakończyła sezon mistrzostwem. Łodzianie nawet w połowie nie mieli tyle szczęścia i tamta porażka była tylko jednym z gwoździ do trumny. Klub z Łodzi do spółki z Cracovią spadł po tym sezonie do pierwszej ligi i długo nie mógł się pozbierać, aby wrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej. To wydarzenie tylko rozpoczęło szereg niepowodzeń, które finalnie zakończyły się bankructwem i walką o powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej od IV ligi. Dziś ŁKS to zupełnie inny klub z mądrym zarządem, dyrektorem sportowym w postaci Krzysztofa Przytuły, któremu poniekąd zawdzięcza się ostatnie sukcesy oraz trenerem Kazimierzem Moskalem, który wprowadzając nowy styl gry zespołu, awansował z drużyną do ekstraklasy. Mimo dosyć słabego początku sezonu 19/20 włodarze klubu wytrzymali ciśnienie i pozwolili szkoleniowcowi pracować w spokoju. Efektem jest 13. miejsce w lidze z dorobkiem 11 punktów i wciąż ten sam styl, który może nie gwarantuje tyle punktów co wcześniej, ale na pewno można powiedzieć, że ten ŁKS ogląda się całkiem przyjemnie.
Niestety jednak, jak to w polskiej lidze bywa styl nie zawsze, idzie w parze z ilością zdobytych punktów. Wystarczy popatrzeć na czołówkę tabeli. Żadna z drużyn nie gra pięknego, kombinacyjnego, przemyślanego futbolu. Zwykle liczy się efektywność oraz umiejętne przeszkadzanie rywalowi na boisku. Co by nie mówić przynosi to cenne punkty, a to na koniec sezonu liczy się najbardziej. Drużyna trenera Lavicki może nie gra najpiękniejszej piłki w lidze, ale na pewno nie można zawodnikom odmówić dyscypliny taktycznej oraz efektywności w poczynaniach boiskowych. Kiedy Śląsk jest w optymalnej formie, rywale nie mają za dużo do powiedzenia na boisku i to wrocławianie dyktują warunki.
- Wszyscy wiecie, że w naszej grze kocham balans. Balans obrony i ataku, dobrej współpracy w defensywie i ofensywie – mówił na konferencji przedmeczowej trener Lavicka. Powrót porządku na boisku w poczynaniach Śląska zbiegł się z powrotem Krzysztofa Mączyńskiego do kadry WKS-u po kontuzji. Widać, że był on brakującym elementem układanki, który scalał środek pola i jawnie przyczyniał się do dobrych wyników drużyny. Jeden zawodnik po kontuzji wraca, inni jednak znowu będą musieli pauzować. Diego Zivulić ostatnio trenował w masce i nie wiadomo, w jakim stopniu będzie gotowy do gry. W kadrze meczowej na pewno zabraknie Markovicia i Radeckiego. Obaj narzekają na ból mięśni przywodziciela i do zdrowia wrócą najprawdopodobniej po przerwie na reprezentację.
W całej ligowej historii Śląsk mierzył się z Łódzkim Klubem Sportowym 64 razy. W tym czasie wrocławianie wygrali 23 razy, zremisowali 17 razy, natomiast 24 razy triumfowali łodzianie. Ostatnią ligową porażkę WKS na stadionie przy alei Unii Lubelskiej ponieśli w sezonie 2005/2006 i bardzo chcielibyśmy, aby ta seria bez przegranej została podtrzymana.
Mecz ŁKS – Śląsk Wrocław piątek 8 listopada godzina 18:00.