InStat prawdę ci powie? Odc. 17
Śląsk po rozgromieniu Piasta Gliwice wrócił na fotel lidera ekstraklasy. Co więcej, jest jedyną drużyną w lidze, która wygrała pięć ostatnich spotkań. Świetna forma wrocławian nie jest dziełem przypadku, bo rozgrywany w Gliwicach mecz był perfekcyjnie rozplanowany taktycznie. My skupimy się jednak na statystykach tego spotkania. Zapraszamy do lektury!
Bez bramkarza nie wygrasz
Arkadiusz Onyszko powiedział kiedyś, że bramkarz to nie tylko pozycja na boisku. To tak, jakby uprawiało się zupełnie inny sport. A w trakcie meczu to osoba pełniąca newralgiczną funkcję. Człowiek, od którego zależy niesamowicie dużo. Można wygrać swojej drużynie mecz w pojedynkę, albo zniweczyć starania wszystkich kolegów z pola. Można być jak Matus Putnocky. Można też być jak Frantisek Plach.
Słowacki bramkarz Śląska mimo wieku wciąż udowadnia, że można na nim polegać. Za spokojem w rozegraniu i świetnym dyrygowaniem poczynań kolegów z defensywy idzie też niewiarygodny refleks i zwinność na linii bramkowej. Mecz z Piastem był niejako ukoronowaniem jego dotychczasowej pracy, choć my oczywiście wciąż liczymy na więcej. Dostrzegli to fachowcy z InStatu, którzy dzięki dziesięciu (!) obronionym strzałom oraz nienagannej pracy na przedpolu uhonorowali go niezwykle wysoką oceną - 390. To najwyższy wynik, jaki w tym sezonie otrzymał bramkarz w meczu ekstraklasy.
Na zupełnie przeciwnym biegunie znalazł się Plach. Od bramkarza Piasta gorszą notę otrzymał jedynie Dominik Steczyk. Wprawdzie podyktowany rzut karny, od którego zaczęły się wszystkie kłopoty gospodarzy, to nie jego wina, ale przy bramce Łabojki dał ciała po całości. Przy 0:2 Piastunkom nie za bardzo chciało się już wierzyć, że losy tego spotkania da się odwrócić.
Zachwyty, zachwyty
Jedną rzecz muszę powiedzieć wprost: jestem fanem Jakuba Łabojki. Uważam, że jego obecność to najlepsze, co Śląskowi przytrafiło się w ostatnich latach. I jako kibic ekstraklasy życzyłbym sobie jak najwięcej takich Jakubów we wszystkich drużynach w lidze. Skromnych chłopaków, którzy robią swoje, pięknie się rozwijają i wygryzają ze składu wszystkie zagraniczne wynalazki na wielotysięcznych kontraktach.
Piłka nożna to przewrotny sport. Wydawałoby się czasem, że nawet nielogiczny. Jak chłopak, odpalony przez drużynę Piasta, notabene nawet w połowie nie tak mocną jak obecnie, może po trzech latach wrócić do Gliwic i być jedną z wiodących postaci zwycięskiego meczu? A dokładnie tak właśnie było.
Poza zdobytą bramką, za którą oczywiście w dużej mierze należy podziękować Plachowi, Łabojko wyróżnił się w kilku innych, ważnych aspektach. Zakończył mecz z 88% celnością podań, z których aż dwa były podaniami kluczowymi. Wziął udział w największej liczbie pojedynków (19), z których 42% wygrał. I jak zwykle odzyskał najwięcej piłek (11) dla drużyny. Do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić.
Powrót do łask
O poprzednim sezonie chętnie zapomniałby każdy kibic Śląska. Słaba postawa prawie całej drużyny odbiła się na wynikach. Mimo wszystko taki stan rzeczy miał też plusy. W grupie generalnie bezużytecznych piłkarzy wyłoniło się kilku takich, którzy mieli przebłyski i dawali nadzieję na lepszą grę zespołu, jeśli to właśnie oni będą stanowić o jej sile. Jednym z nich był Damian Gąska.
W jego występach w poprzednim sezonie gołym okiem było widać jakość, ale zbyt często brakowało mu konkretów pod bramką przeciwnika. Nienaganny technik ze świetną wizją i boiskową intuicją nie umiał się wstrzelić między słupki rywala, choć zaliczył kilka ważnych asyst. Ten sezon rozpoczął w pierwszym składzie, ale szybko zaliczył spory zjazd. Częściej grywał w trzecioligowych rezerwach, choć tam przerastał rywali o kilka poziomów. Nie wiemy, czy przez problemy zdrowotne, czy przez ciężką pracę na treningach, ale Gąska wrócił do łask trenera Lavicki. I pracuje na to, aby otrzymywać coraz więcej szans.
Mecz z Piastem był czwartym z kolei, w którym pomocnik Śląska pojawił się na murawie na ostatnie kilka minut. Tym razem zdążył się zapisać w protokole meczowym, notując asystę przy golu Płachety. Trochę też popracował – dwa odbiory w ciągu 11 minut to świetny wynik. Więcej - w całym meczu! - miał tylko wspomniany Płacheta (3). Marzy mi się, aby w Śląsku grali jedynie zawodnicy prezentujący solidną piłkarską jakość. Ale styl Lavicki jest wymagający i jeśli ktoś nie potrafi harować jak wół przez pełne 90 minut, to nie ma co liczyć na regularną grę.
Niezamknięty mecz
W pierwszej połowie Śląsk ograniczał się głównie do bronienia. I o ile były okresy, w których walka przenosiła się do środkowej strefy i była bardzo zacięta, o tyle Parzyszek do spółki z Konczkowskim mogli postarać się, aby jeszcze przed upływem 45 minut zamknąć ten mecz. Dwubramkową stratę Śląskowi byłoby bardzo ciężko odrobić, ale Piast był szalenie nieskuteczny. To zemściło się w drugiej połowie. Wrocławianie zagrali tak, jak w pierwszych meczach sezonu: wykorzystując niemal wszystko, co dało się wykorzystać. Najlepiej niech świadczy o tym wskaźnik expected goals - 2,69 po stronie Piasta i zaledwie 1,85 u gości. Gospodarze przeprowadzali zdecydowanie więcej ataków pozycyjnych, trzymając piłkę dłużej (53% czasu gry), mając średnio 86% celności podań (przy 81% Śląska) i wygrywając aż 58% wszystkich pojedynków. Co z tego, skoro zabrakło im przełożenia na bramki.
Śląsk, kiedy już atakował, robił to bardzo konkretnie. 81 przeprowadzonych ataków zamieniło się na aż 20 (!!!) kluczowych podań, z których 70% było celnych. Ta statystyka pokazuje, z jak niesamowitą łatwością gościom przychodziło stwarzanie sytuacji podbramkowych. I pomyśleć, że przed tą kolejką Piast miał niemalże najskuteczniejszą defensywę w lidze.
Poniżej prezentujemy InStat Index wszystkich zawodników Śląska, w kolejności od najwyższego do najniższego. Wartość ta w skrócie opisuje, jak dobrze ze swoich boiskowych zadań wywiązali się poszczególni piłkarze.