Rok cierpliwości, zaufania i trenera Lavicki
Zapewne w wielu domach kibiców WKS-u podczas wieczerzy wigilijnej rozbrzmiewało jedno pytanie: jaki to był rok dla Śląska Wrocław? Pytanie, na które można odpowiedzieć w sposób oczywiście bardzo szeroki, choć tak naprawdę jedynie dwa warianty z tej szerokości nie podlegają absolutnie żadnej dyskusji. Wariant pierwszy - rok cierpliwości i zaufania. Wariant drugi - rok Vitezslava Lavicki.
Zeszłoroczne święta Bożego Narodzenia były dla klubu i jego sympatyków niejednoznaczne. Gorzki smak słabej rundy jesiennej w ekstraklasie zderzył się bowiem ze słodkim akcentem zza czeskiej granicy niosącym wesołą nowinę. Oto bowiem do stolicy Dolnego Śląska miał przybyć ktoś, kto przywróci zbłąkany wrocławski statek na właściwy kurs. Kurs wymagający ciężkiej pracy, nieraz wprawiający w zwątpienie, ale perspektywiczny. Finalnie po roku przyniósł on Śląskowi tyle dobroci, że mówimy dzisiaj chapeau bas.
Rok cierpliwości i zaufania
Przez kilka ostatnich lat kibice WKS-u raczej nie mogli powiedzieć, że coroczne odwiedziny grupy spadkowej w ekstraklasie był widokiem na miarę możliwości klubu. Klubu, który wraz z nadejściem sezonu 2015/2016 stanął w cieniu własnego sukcesu sprzed siedmiu lat. Klubu, który borykał się z dużymi trudnościami nie tylko podczas rywalizowania z najlepszymi, ale również z ekipami, które w normalnych warunkach Śląsk Wrocław powinny jedynie drasnąć.
"Przed podpisaniem umowy ze Śląskiem analizowałem nie tylko klub, ale też skład, który mogę mieć do dyspozycji. Rozmawiałem z prezesem Waśniewskim i dyrektorem Sztylką. Z tego, co usłyszałem i co sam stwierdziłem po przyjrzeniu się, zespół ma potencjał by zdecydowanie poprawić wyniki." - powiedział Vitezslav Lavicka na jednej z pierwszych konferencji prasowych.
Naprzeciw rozwiązaniu problemu tej nijakości w końcu wyszedł zarząd klubu na czele z Dariuszem Sztylką, który postanowił sprowadzić do Wrocławia nietuzinkowego fachowca. Takiego, który nie tylko ugasi pożar, co początkowo było jego głównym zadaniem, ale także wyciągnie z zespołu wcześniej nieodkryty potencjał. Wówczas z pewnością niewielu wierzyło, że on istnieje w takich pokładach, jakie czeski szkoleniowiec odsłania w ostatnich miesiącach. Miesiącach najlepszych dla Śląska od lat.
"Trener Vitezslav Lavicka bardzo mocno wkomponował się w nasz klub. Podoba mi się estetyka pracy szkoleniowca Śląska, robienie małych kroków dzień po dniu. Nie ma tu mowy o jakichkolwiek nieprzemyślanych deklaracjach. Szukaliśmy właśnie takiego człowieka." (Dariusz Sztylka w wywiadzie dla TVP Sport)
Ale zanim do tego doszło, czyli osiągania świetnych wyników w obecnym sezonie, wrocławski okręt omal nie utonął w sezonie poprzednim. Za sprawą zabójczego kwietniowego wiatru, który w sposób brutalny (cztery porażki i dwa remisy) sprowadził Śląsk do punktu krytycznego - strefy spadkowej. I właśnie tutaj należą się ogromne słowa uznania dla ludzi zarządzających klubem, bo cecha zwana
cierpliwością nie widywana jest w ekstraklasie nader często. Zwłaszcza, gdy duży klub pod wodzą trenera, którego obdarzyło się zaufaniem, spada tak nisko. I zaufanie... jego moc również dała się we znaki, a dzisiaj procentuje. Krótko mówiąc, Śląsk zbiera plony mądrego i zdrowego zarządzania.
Rok Vitezslava Lavicki
Początek był obiecujący i - mimo mniej przyjemnych akcentów w kilku późniejszych okresach - w tych samych ramach pozostaje również zakończenie pierwszego rozdziału. Rozdziału okraszonego imieniem trenera, który wszystkim wokół udowodnił jedno. Że jeśli kogoś warto zza granicy sprowadzać, to na pewno sprawdzonego fachowca. Bez sięgania po zagadkowych piłkarzy, którzy o ile potrafią czasami podnieść jakość zespołu, o tyle nie w ich gestii leży organizacja i kierowanie potencjałem ludzkim. W tym Vitezslav Lavicka nie ma sobie równych.
Na przestrzeni całego roku Śląsk rozegrał pod wodzą trenera Lavicki 38 spotkań. 17 zwycięstw, 9 remisów, 12 porażek - bilans nieco splamiony wynikami z poprzedniej kampanii, ale wciąż pozytywny. Czech osiągnął pułap średniej zdobywanych punktów na poziomie 1,58, a gdyby liczyć tylko sezon obecny - 1,63. Jaki to pułap w porównaniu do byłych szkoleniowców Śląska? Świetny, bo znajdujący się w samej czołówce między osiągami Stanislava Levego a Oresta Lenczyka.
Co więcej, gdyby skupić się głównie na kampanii 2019/2020 - czyli tej, w której wrocławska drużyna nabrała kształtów stworzonych przez trenera Lavickę - ujrzelibyśmy wielość pozytywów. Zaczynając choćby od tego, że Śląsk zdobył w domowych meczach więcej punktów niż w całym poprzednim sezonie zasadniczym (19 do 18). A kończąc na tym, że podopieczni czeskiego szkoleniowca stworzyli najlepszą defensywę w lidze na meczach wyjazdowych. I gdyby tak spojrzeć jeszcze na rekordy...
Ich 56-latek wyśrubował kilka, ale tymi najbardziej znamienitymi wydają się być: rekord pięciu zwycięstw z rzędu na przestrzeni jednego sezonu (ustanowiony pierwotnie w 1976 roku) i rekord czternastu meczów bez porażki (rozpoczęty w kwietniu). Istną wisienką na torcie tych osiągnięć był fakt, że WKS dzierżył w rękach tytuł niepokonanych na własnym stadionie przez pół roku (do grudniowej porażki z Legią). W tzw. międzyczasie Vitezslav Lavicka doczekał się również dwóch tytułów za miano najlepszego trenera miesiąca, co tylko udowadnia, jak dobrym trenerem klub dysponuje. Trenerem, któremu kibice Śląska mogą zaufać. Trenerem, któremu mogą zawdzięczać w kończącym się 2019 roku wiele dobrych chwil.
Śląsk na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy odzyskał swoje dobre imię, a dzisiaj pewnie zmierza do miejsca, które mu się w pełni należy. Miejsca u boku ośmiu czołowych drużyn w ekstraklasie, którego zdobycie byłoby niepodważalną i ogromną zasługą trenera Lavicki. Co by teraz było, gdyby nie on?