Jan Urban: Podchodzimy do ligi z dużym ryzykiem
Zapis konferencji z Janem Urbanem przed meczem z Wisłą Płock.
- Jaka jest pana metoda przygotowań do meczu z Wisłą Płock?
- Jeśli chodzi o Wisłę Płock, nie zmienił się trener. Można zobaczyć, w jaki sposób grali. I przypuszczalnie po tej dobrej serii, jaką mieli w końcówce rundy, nic wielkiego się tam nie zmieni. Zmian kadrowych w ich drużynie też nie było nie wiadomo jak dużo. To zespół, który strzela dużo goli na własnym boisku, ale również dużo traci, ich bilans meczów u siebie to bodajże 4-2-4. W wielu momentach było widać, że nawet w meczach domowych wolą czekać na przeciwnika, nie rzucają się agresywnym, wysokim pressingiem. Chociaż oczywiście mogą to zrobić. W pierwszym meczu każdy trener próbuje różnych wariantów, czasami ustawia zawodników na innych pozycjach. Wszystko wyjaśni się w praniu. My w kontekście tego pierwszego meczu kładziemy jednak większy nacisk na naszą grę, niż na zachowanie gospodarzy. Ale mamy to na uwadze, bo wydaje mi się, że nie ma wielkich powodów do tego, żeby Wisła Płock zmieniła swój styl gry.
- Jak oceniłby pan ten ostatni tydzień przygotowań do ligi?
- Po powrocie z Turcji zastały nas takie same warunki pogodowe, jakie mieliśmy w Trzebnicy. Ale to nie jest wytłumaczenie – w całej Polsce wszyscy mają podobne warunki do treningu, my nie jesteśmy wyjątkiem pod tym względem, każdy musi sobie jakoś z tym radzić. Większość drużyn trenuje na sztucznych boiskach pod balonem, a mimo wszystko i tak nie wyglądają one za dobrze, bo po prostu są zmrożone. Dlatego te pierwsze mecze zawsze są niewiadomą. Przeniesienie wyników z meczów sparingowych na ligę praktycznie nie ma sensu, bo różnie to wygląda. Czasami ktoś super wygląda w okresie przygotowawczym, a w lidze jest odwrotnie. Czy inaczej – niektórzy przegrywają wszystkie sparingi, a w lidze wygrywają. Dlatego musimy mieć trochę cierpliwości, poczekać na pierwsze spotkanie , bo wtedy zobaczymy, jak w tych naturalnych warunkach będzie prezentowała się drużyna.
- Łukasz Madej podkreślił, że drużyna czuje, że był pan czynnym zawodnikiem, szanuje pana. Nie brakuje głosów, że w zespole jest dobra atmosfera. Jak pan by to skomentował?
- Oby Łukasz był tak inteligentny na boisku, jak jest w tych wypowiedziach. Bo zrobił to inteligentnie – widać, że chłop chce grać w pierwszym składzie, stąd też taka wypowiedź zawodnika, przecież nie będzie sobie robił pod górkę, rzecz normalna (śmiech). Już rozmawialiśmy na temat atmosfery – nie musiałem wykonać tu dużej pracy, już wcześniej była dobra. Nie ma co wyolbrzymiać tej sytuacji. Natomiast jedno jest pewne – bez dobrej atmosfery bardzo trudno o wynik. Bo jesteś silny wtedy, kiedy jesteś drużyną, a nie zlepkiem indywidualności, co wszyscy wiedzą. Natomiast nastroje zawodników będą ulegały zmianie, dzisiaj wiedzą, kto jest blisko składu wyjściowego na pierwsze spotkanie, ale po miesiącu różnie będą reagować na to, że ktoś wypadł, a ktoś wskoczył. Wtedy my będziemy musieli być czujni, żeby kontrolować, jak ta atmosfera wygląda.
- Ma pan już w głowie jedenastkę na niedzielę?
- Tak.
- Piłkarze już wiedzą?
- Myślę, że podejrzewają.
- Czy Dwali rozmawiał z panem o swojej sytuacji? Słychać głosy, że on bardzo chce odejść, bo wie, że nie będzie grał.
- Mnie nie doszły takie głosy, ale okienko jest otwarte, zobaczymy. Lasza na dzień dzisiejszy jest w takiej samej sytuacji, jak każdy inny zawodnik, który nie wyjdzie w pierwszym składzie. Oni wszyscy mogą grać, czy na miejscu trenera jest Jan Urban czy ktoś inny. Jeśli Lasza będzie grał, nie zagra inny zawodnik i tak dalej. Rzecz normalna. W jego sytuacji oczywiście dochodzi ograniczenie zawodników spoza UE. Ale ja też w swojej karierze przeżyłem taką sytuację, w Hiszpanii, gdzie grać mogło trzech obcokrajowców, a w kadrze było pięciu. W większości drużyn to nie była jakaś przeszkoda. To nie znaczy, że oni muszą grać. Mamy trzech, ale może grać tylko jeden albo żaden, jeśli nie będą na tyle mocni. Nie rozmawiałem z Laszą na ten temat. Z drugiej strony każdy zawodnik wie, że zawsze może zapukać do naszego pokoju i na pewno z nim porozmawiam. Wychodzimy z założenia, że będziemy się szanować i to jest najważniejsze. Zawodnik lubi słyszeć prawdę, nie może być tak, że chce się go oszukać czy coś podobnego. Ja tak funkcjonuję.
- Wiadomo już coś w sprawie kolejnych transferów?
- Wierzę, że ktoś do nas jeszcze dołączy. Mówiłem, że wzmocnienia przydają się na kilku pozycjach, ale uważam, że dla nas priorytetem powinien być jeszcze jeden napastnik. Z prostych względów – bo Śląsk strzelał najmniej bramek w pierwszych 20 spotkaniach sezonu. Większa rywalizacja wśród zawodników też powoduje, że poziom wzrasta. To wcale nie kłóci się z tym, że wierzę w tych młodych chłopaków i w to, że Kamil będzie strzelał więcej bramek. Natomiast uważam, że podchodzimy do ligi ze zbyt dużym ryzykiem. Jeśli coś na przykład stanie się Kamilowi, to trudno żebyśmy obarczyli Mervo czy Mariusza Idzika i wymagali od nich, żeby nam strzelali nie wiadomo ile bramek. Oni są na początku swojej kariery i powinni być wprowadzani do zespołu, do dorosłej piłki zupełnie inaczej niż przez to, że sytuacja nas do tego zmusza. Na dzień dzisiejszy tak sytuacja wygląda. Czy w okienku transferowym coś nam się uda zmienić? Zrobimy wszystko, żeby tak było, ale nie mogę zapewnić, że się uda.
- Czy może pan dzisiaj potwierdzić, że to Mariusz Pawełek będzie pierwszym bramkarzem?
- Wolałbym uniknąć takiej deklaracji, chociaż wiem, kto będzie pierwszym bramkarzem. Ale niech oni dowiedzą się o tym pierwsi.