InStat prawdę ci powie? Odc. 1
fot. Mateusz Porzucek | skomentuj (7)
Śląsk w sobotę pokonał w wyjazdowym spotkaniu Wisłę Kraków 1:0 po bramce Dino Stigleca. Dziś chcielibyśmy zaprezentować obraz tego meczu według statystyk.
Warto na wstępie powiedzieć, że nie należy danych statystycznych brać za wyznacznik jakości, czy ślepo opierać się na nich, próbując podsumować spotkanie. Jest to jednakże narzędzie bardzo pomocne, a przede wszystkim interesujące dla kibiców, dla których mecz nie kończy się w 90. minucie.
Cichy antybohater
Gdybyśmy powiedzieli wam o środkowym pomocniku, który gra od pierwszej do ostatniej minuty, ma celność podań na poziomie 91%, notuje jedno kluczowe zagranie, a przy tym przebiega aż 11,26 kilometra, pewnie uznalibyście, że zagrał bardzo dobry mecz. To właśnie są liczby Michała Chrapka, który zresztą jest najlepszym przykładem, że nie zawsze warto do końca się na tych liczbach opierać. Ten sam zawodnik, w tym samym meczu, tracił piłkę aż siedem razy, miał skuteczność odbiorów na poziomie 25% i wygrał zaledwie trzy pojedynki (na 15 prób).

Nie jest niespodzianką fakt, że Chrapek nie czuje się najlepiej w grze defensywnej. Sam po meczu przyznawał, że „ma jeszcze dużo do poprawy”. Jednakże trener Lavicka ustawił go zdecydowanie za głęboko, aby wykorzystać w pełni jego potencjał. Jednocześnie sam piłkarz źle wywiązywał się ze swoich zadań defensywnych, a przy gorszych wiatrach mógł osłabić swoją drużynę, schodząc do szatni jeszcze przed końcowym gwizdkiem. Miał szczęście, że sędzia łagodnie potraktował jego wcześniejsze faule taktyczne, żółtą kartką karząc tylko jeden z nich.
Przecież mieliśmy posiadanie!
Na szczęście piłka nożna jest dyscypliną na tyle nieprzewidywalną, że żadne wyliczenia, algorytmy i statystyki nie są w stanie wskazać zwycięzcy meczu. Po końcowym gwizdku liczy się tak naprawdę tylko jedna statystyka – strzelonych goli. Mimo to utarło się, że dłuższe posiadanie piłki przekłada się na kolejne boiskowe korzyści, choćby stwarzane sytuacje. To spotkanie po raz kolejny obaliło ten mit.
Trener Lavicka i jego podopieczni wykazali się niesamowitą dojrzałością i inteligencją, pozwalając Wiśle kontrolować posiadanie piłki. W pierwszej połowie byliśmy świadkami prawdziwej dominacji, gdy procent posiadania przez Białą Gwiazdę wynosił aż 61%. Warto wspomnieć, że Lavicka bardzo przykładał się do tego, aby jego piłkarze potrafili zręcznie i skutecznie wychodzić spod pressingu rywali, budując akcje od własnej bramki. Byliśmy tego najlepszymi świadkami, śledząc wszystkie przedsezonowe sparingi Śląska. Mimo to, plan na to spotkanie był jasny i, jak się okazało, skuteczny – pozwolić rywalom mieć kontrolę nad meczem, wciągnąć ich wysoko na własną połowę, po czym efektywnie kontrować. To, plus liczne stałe fragmenty gry, przełożyło się na aż 16 oddanych strzałów, przy czym mecz powinien być rozstrzygnięty już w pierwszej połowie.
Efektowny debiut
Jak dobrze wiemy, nie w pierwszej połowie, a dopiero w 62. minucie byliśmy świadkami bramki, która dała Śląskowi trzy punkty. Dino Stiglec dopadł do piłki tuż przed polem karnym gospodarzy i przepięknie uderzył, umieszczając ją tuż pod okienkiem bramki Buchalika. Chorwat nie mógł się lepiej przywitać z Ekstraklasą.

Ale jego występ to zdecydowanie więcej, niż tylko zdobyty gol. Lewy obrońca przebiegł prawie 10,5 kilometra (5. wynik w drużynie), miał fantastyczną celność podań (91%), skuteczność dryblingów (100%), a także procent wygranych pojedynków (88%). To wszystko daje nam obraz statystycznie najlepszego i najrówniejszego zawodnika Śląska. I jeśli ktoś przed sezonem myślał, że Hołownia ma realne szanse na pierwszy skład, a Stiglec będzie występował na środku obrony... cóż, powinien teraz przemyśleć temat.
Środkowy skrzydłowy
Na Stiglecu jednak opowieść o nowych nabytkach Śląska się nie kończy. Zaledwie siedem minut dostał Erik Exposito, o którym ciężko powiedzieć coś pozytywnego. Przez całe spotkanie dzielnie bramki WKS-u strzegł Matus Putnocky, który kilkukrotnie ratował drużynę z ciężkiej opresji. Na oddzielny akapit zasłużył sobie jednak człowiek, który świetnie wywiązał się z roli... motoru napędowego Śląska. Panie i Panowie, przed wami Przemysław Płacheta.

Transfer młodzieżowego reprezentanta Polski do klubu z Wrocławia można nazwać co najmniej zaskakującym. O jego podpis walczyło kilka silniejszych klubów, lecz skrzydłowy ostatecznie wylądował w Śląsku. To był ruch, który elektryzował wszystkich kibiców klubu, bo każdy spodziewał się po Płachecie wielkich rzeczy i dużej jakości. A on, jakby zdając sobie z tego wszystkiego sprawę, nie zawiódł oczekiwań. Już w swoim debiucie wyglądał bardzo obiecująco, przebiegając zdecydowanie największy dystans (11,54 km) i rozwijając najwyższą prędkość (34,24 km/h) spośród wszystkich obecnych na boisku. Dołożył do tego jedno kluczowe podanie i cztery udane dryblingi (na cztery próby). Często także widywaliśmy go w innym miejscu, niż jego ukochane lewe skrzydło. Płacheta próbował robić różnicę schodząc do środka, lub nawet na prawą stronę, gdzie wraz z Gąską i Pichem starał się tworzyć przewagę liczebną.

Nr 8 – Przemysław Płacheta
Nic więc dziwnego, że gdy popatrzymy na wykres średnich pozycji piłkarzy Śląska, zobaczymy dość niecodzienny obrazek.
Bez napastnika
Liczby, choć tak nas ciekawią, potrafią być również bardzo brutalne. Po meczu z Wisłą takie właśnie okazały się być dla Daniela Szczepana, czyli, jeśli wierzyć danym InStatu, najgorszego zawodnika Śląska.

Szczepan wygrał rywalizację o pierwszy skład ze swoim nowym rywalem – Erikiem Exposito. Ale jeśli liczył, że meczem z Wisłą utrzyma swoją pozycję, to mógł się srogo rozczarować. Na plus trzeba mu zaliczyć fakt, że często był pod grą. Na minus, że ta gra zazwyczaj kończyła się, gdy piłka trafiała pod jego nogi. Co drugie jego podanie, zamiast do kolegów z drużyny, trafiało do przeciwnika. Słaby procent wygranych pojedynków (37%), w połączeniu z zerową skutecznością dryblingów, daje nam obraz prawdziwej nędzy i rozpaczy. Nic dziwnego, że napastnik Śląska w ciągu niespełna 90 minut gry tracił piłkę aż 15 razy.
Żeby nie znęcać się nad Szczepanem aż tak bardzo, trzeba go pochwalić choćby za przytomność umysłu, kiedy wyłożył piłkę Gąsce, umożliwiając mu oddanie strzału z bardzo dobrej pozycji. Dlatego też w jego statystykach widnieje jedno kluczowe podanie.
Wyrównany mecz
Oglądając spotkanie na żywo, mogliśmy dojść do wniosku, że było ono bardzo wyrównane. Statystyki tylko to potwierdzają. Poza wyraźną różnicą w posiadaniu piłki (na korzyść Wisły) oraz liczbie oddanych strzałów (na korzyść Śląska), reszta istotnych danych jest zbliżona. I tak mamy choćby dokładność podań (85% Wisła, 83% Śląsk), wygrane pojedynki (53% Wisła, 47% Śląsk), czy liczbę strat (64 Wisła, 60 Śląsk) i nabyć piłki (po 46).
Tym, co najbardziej zwróciło jednak naszą uwagę, jest indeks expected goals, czyli wskaźnik opisujący liczbę bramek, jakie drużyna powinna strzelić, biorąc pod uwagę wszystkie oddane strzały w meczu. W tej niezwykle ważnej statystyce wygrał Śląsk (1.94, przy 1.12 Wisły). Jak widać, czasem statystyki mogą iść w parze z wynikiem.
Poniżej prezentujemy InStat Index wszystkich zawodników Śląska, w kolejności od najwyższego do najniższego. Wartość ta w skrócie opisuje, jak dobrze ze swoich boiskowych zadań wywiązali się poszczególni piłkarze.
Informacje pochodzą z oficjalnych statystyk dostarczanych przez Ekstraklasę S.A.