InStat prawdę ci powie? Odc. 2
fot. Mateusz Porzucek | skomentuj (5)
Po dwóch kolejkach nowego sezonu Ekstraklasy, piłkarze Śląska mają komplet punktów. W niedzielę, po wspaniałej końcówce, pokonali aktualnego Mistrza Polski, Piast Gliwice. Zapraszamy na statystyczne podsumowanie tego meczu.
Warto już na samym początku zaznaczyć, że na zupełnie oddzielny artykuł zasłużył sobie najlepszy, względem InStatu, piłkarz niedzielnego meczu, Łukasz Broź. Z poświęconym jemu tekstem możecie zapoznać się TUTAJ.
Fałszywy napastnik
Nie mogliśmy zacząć analizy inaczej, niż od najbardziej wysuniętej postaci w drużynie Śląska. Pod nieobecność Daniela Szczepana trener Lavicka zdecydował się na zaskakujący wariant, rezygnując z użycia nominalnej dziewiątki, a stawiając na Mateusza Cholewiaka.
Cholewiak w przeszłości grał już jako wysunięty napastnik. Dawno, dawno temu, jeszcze w sezonie 2013/14, trener Puszczy Niepołomice, Dariusz Wójtowicz, uparcie wystawiał go tam jako alternatywę dla... Pawła Moskwika. Co ciekawe, obecnie zawodnik Znicza Pruszków jest postrzegany bardziej jako lewy obrońca, niż piłkarz stricte ofensywny.
Nie wiemy, czy Lavicka zdawał sobie sprawę z przeszłości Cholewiaka na pozycji numer 9, czy nie, ale ten eksperyment można uznać za przeciętnie udany. Mateusz dużo biegał, ale z tym akurat nigdy nie miał problemów. Do prędkości nazywanej sprintem (powyżej 25 km/h) rozpędził się aż 16 razy. To najlepszy wynik spośród wszystkich obecnych na boisku. Potrafił rozwinąć także niezłą prędkość, bo jego 32,27 km/h ustępuje tylko wynikowi wykręconemu przez Musondę.
Piłkarsko też nie było tragedii. Znany z dobrej gry w powietrzu skrzydłowy często był adresatem długich piłek od kolegów, ale nie zawsze sobie z nimi radził. Wygrał 54% pojedynków z rywalami, a po tych wygranych potrafił podać piłkę z celnością rzędu 75%. To bardzo dobry wynik jak na napastnika. Jego największego mankamentu z niedzielnego meczu akurat nie jesteśmy w stanie wyczytać ze statystyk. Powinien bowiem martwić fakt, że tak szybki zawodnik zaledwie dwa razy wymusił swoim ruchem zagranie przez kolegów prostopadłej piłki. Biorąc pod uwagę fizyczne atrybuty stoperów Piasta, mógł być to dobry pomysł na stworzenie sobie sytuacji podbramkowej.
Eks-piłkarz przez duże E
Przed sezonem wielu kibiców Śląska martwiło się o to, jak będzie wyglądać środek defensywy. Golla to pewniak, ale nowo sprowadzony stoper, Israel Puerto, miał jeszcze przez chwilę leczyć kontuzję, a Pawelec i Celeban już nie dawali tej jakości, co kiedyś. Obawiano się zwłaszcza o formę tego drugiego, który w poprzednim sezonie miewał momenty świadczące o tym, że już niedługo powinien zawiesić buty na kołku.
W nowy sezon Piotr Celeban wszedł jednak z animuszem. W meczu z Wisłą upilnował Pawła Brożka. Mało estetycznie, to prawda, ale cel uświęca środki. Nie ustrzegł się błędów, podobnie jak w meczu z Piastem, stąd stosunkowo słaba ocena za oba spotkania.

Wybrałem analizę tego zawodnika, żeby raz jeszcze udowodnić, że bardzo ważną rolę odgrywa to, co jest niemierzalne przez komputer liczący algorytmy. Bo liczbowo ten facet zagrał kapitalny mecz! Począwszy od 87% celności podań (1. miejsce w drużynie), przez 71% wygranych pojedynków (1. miejsce), aż po perfekcję w starciach powietrznych (8/8 wygranych główek). Jakim cudem więc jego wynik, choć wyższy niż przed tygodniem, nie znalazł się na samym szczycie?
Pamiętacie sytuację, gdy prostopadłe podanie od Badii dostał Steczyk, który popędził od razu na bramkę Putnockego i oddał celny strzał? Całe szczęście, że trafił w sam środek bramki. Celeban był wtedy odpowiedzialny za jego krycie. Niestety był tak skupiony na piłce, że nie dostrzegł faktu, iż nagle znalazł się poza swoją strefą, za plecami zostawiając niepilnowanego napastnika. Takich sytuacji było kilka, niestety nie ma sposobu, by zaserwować je w formie przejrzystych liczb. Działają one jednak na niekorzyść zawodnika, gdy do gry wchodzi InStat ze swoim indeksem.
Nie taki młodzieżowiec straszny, jak go malują
Po zakończeniu ubiegłego sezonu zastanawialiśmy się, czy większe szanse gry w Śląsku jako młodzieżowiec ma Hołownia, czy Pałaszewski. Zwaśnionych pogodził pewien sprowadzony z Podbeskidzia młodzieżowy reprezentant Polski, który już w meczu z Wisłą pokazał, dlaczego WKS zagiął na niego parol. W spotkaniu z Piastem wyszły jednak na jaw pewne ukryte wady fabryczne Przemysława Płachety.

Żeby nie było nieporozumień – dalej uważam, że to piłkarz z ogromnym potencjałem. Skrzydłowy znowu przebiegł najdłuższy dystans spośród wszystkich zawodników (11,61 km). Nie można mu odmówić tego, że po prostu mu się chce. Chce mu się biegać, chce mu się walczyć. Czasami chce mu się nawet za bardzo. Płacheta szybko dostał żółtą kartkę za głupi faul taktyczny, ale mimo to głowę dalej miał zagrzaną. Na konferencji prasowej narzekał na to Lavicka. - Przyszedł do mnie sędzia techniczny i mówi: coach, uwaga, bo to ostatni raz, będzie druga żółta i koniec - mówił trener w swoim stylu, ze śmiechem. Na pewno do śmiechu by nie było, gdyby sędzia Raczkowski pokazał młodemu piłkarzowi drugi żółty kartonik.
Piłkarsko Płacheta wygląda bardzo dobrze, ale martwi jego krótkowzroczność. Bardzo często próbował pojedynków jeden na jednego i wyszedł zwycięsko z czterech spośród siedmiu podjętych prób. Rzadko natomiast próbował podawać. Zanotował najniższy procent celnych zagrań (60%) w zespole, a w pamięci mamy także sytuację z pierwszej połowy, gdzie widząc dobrze ustawionego Picha zdecydował się na bezsensowny strzał z trzydziestu metrów.
Szóstka jednak potrzebna?
Dużo mówi się o chęci sprowadzenia przez Śląsk prawdziwego, kreatywnego, ofensywnego pomocnika. Pich po raz kolejny nie przekonał nikogo do tego, że jest właściwą osobą na tę pozycję. Nas martwi jednak kolejny tragiczny występ Chrapka w roli szóstki. A co gorsza do jego poziomu powolutku zaczął się zbliżać też Krzysztof Mączyński.

Jeżeli mówimy o trudnej pogodzie oraz o tym, jak bardzo przeszkadzała ona zawodnikom, to musimy odnieść wrażenie, że Chrapkowi przeszkadzała ona dwa razy bardziej. Środkowy pomocnik przebywał na boisku do 65. minuty, aż Lavicka nie zlitował się nad kibicami i nie wpuścił Łabojki w jego miejsce. W tym czasie Chrapek ani razu nie rozwinął prędkości, którą określamy mianem sprintu. 65 minut spaceru po boisku to wystarczająco, aby rozzłościć nie tylko fanów, ale też kolegów z drużyny, którzy biegali naprawdę nieźle.
Piłkarsko Chrapek i Mączyński wyglądali bardzo podobnie. Mieli zbliżony procent celnych podań (74-75%), wygranych pojedynków (47-50%) i strat piłki (6-7). Na uwagę zasługuje jednak fakt, że Chrapek po raz kolejny nie istniał w defensywie i nie wywalczył dla Śląska futbolówki ani razu. Mączyński za to harował na całego, podejmując aż dziesięć prób odbioru, a połowę z nich kończąc sukcesem. Jeśli nie kreatywności, to przynajmniej zaangażowania i walki oczekujemy od zawodników na tej pozycji.
Fajna ta piłka, taka nie za sprawiedliwa...
Śląsk nie zasłużył na trzy punkty. Na przestrzeni całego meczu nie był drużyną lepszą. Ale potrafił wykorzystać kluczowe momenty spotkania, aby odmienić jego losy. W ostatnim kwadransie Wojskowi oddali aż siedem strzałów na bramkę – prawie tyle samo, co Piast przez całe 90 minut. Nie dziwi więc stwierdzenie załamanego trenera Fornalika, że jego zespół przegrał mecz, którego nie miał prawa przegrać.
Poniżej prezentujemy InStat Index wszystkich zawodników Śląska, w kolejności od najwyższego do najniższego. Wartość ta w skrócie opisuje, jak dobrze ze swoich boiskowych zadań wywiązali się poszczególni piłkarze.
