Umarł król, niech żyje Broź!
fot. Paweł Kot | skomentuj (10)
Mówią, że sukces ma wielu ojców. Sukces Śląska w niedzielnym meczu z Piastem był okupiony ponad osiemdziesięcioma minutami cierpienia, ale w końcu przyszedł. Jednym z jego ojców niewątpliwie był prawy obrońca WKS-u, Łukasz Broź.
Przed tygodniem, gdy przedstawiałem tabelkę InStat Index dla wszystkich zawodników Śląska po meczu z Wisłą, czytelników ŚLĄSKnetu zszokował wysoki wynik Łukasza Brozia. W tamtym spotkaniu wyniósł on 272. W meczu z Piastem eksperci InStatu docenili go jeszcze bardziej. Liczba 363 robi wrażenie, zwłaszcza, że w całej drugiej kolejce jedynie dwóch piłkarzy Lecha Poznań – Kostewycz i Jóźwiak - było lepszych od niego.
W ciągu rundy wiosennej poprzedniego sezonu często spotykaliśmy się z głosami, że Broź nie zasługuje na pierwszy skład w Śląsku. Zarzucano mu brak zaangażowania, niedokładność w podaniach i wrzutkach oraz opieszałość w defensywie. W nowy sezon były zawodnik Legii wszedł jednak z nową jakością, radząc sobie lepiej w każdym kolejnym meczu. Zdaje się jednak, że kibice Śląska wciąż nie są przekonani co do jego osoby i gotowi są znów kwestionować opinie ekspertów, którzy uznali Brozia za najlepszego zawodnika meczu z Piastem. Poniżej znajdziecie kilka powodów, dla których – moim zdaniem – Broź na taki tytuł w pełni zasłużył.
Zwycięska bramka
Najbardziej trywialny z nich to oczywiście zdobyty gol. Śląsk w trakcie spotkania męczył się niemiłosiernie, pozwalając Piastowi na zdecydowanie zbyt wiele. W pewnym momencie jedynie świetna dyspozycja Putnockiego broniła Wojskowych przed stratą kolejnych bramek. W końcówce spotkania jednak Śląsk śmielej zaatakował, zdobył bramkę wyrównującą, a wynik w doliczonym czasie gry, strzałem z rzutu karnego, ustalił właśnie Broź.
Ale to nie jest tak, że prawy obrońca wziął piłkę w swoje ręce i wykonał jedenastkę, zbierając wszystkie laury. On tę jedenastkę wywalczył. To po faulu na nim sędzia Raczkowski wskazał na wapno, nie mając żadnych wątpliwości co do słuszności swojej decyzji i nawet nie konsultując się z VARem. Doświadczenie Brozia okazało się bezcenne, kiedy to idealnie wyczuł moment, w którym zawahał się Jakub Holubek, zaatakował piłkę i sprytnie wbiegł przed rywala, dając mu niewiele możliwości poza popełnienem faulu.
Zdaje się, że trzykrotny reprezentant Polski upatrzył sobie ten sposób na wywalczanie rzutów karnych. W ostatnim przedsezonowym sparingu, przeciwko Warcie Poznań, to właśnie po faulu na nim Robert Pich zdobył jedynego gola. Przed tygodniem, w Krakowie, również próbował wymusić jedenastkę, lecz tym razem arbiter pozostał niewzruszony. Zdaje się, że Broź będzie kontynuował swoją taktykę dopóty, dopóki któryś z sędziów nie ukarze go żółtym kartonikiem za symulowanie. Ale czego się nie robi, by drużyna odniosła korzyść...
Bezzębny Piast
No, nie do końca. Mistrz Polski oddał w sumie dziewięć strzałów, z których, lekką ręką licząc, na gole mógł zamienić ze cztery. Ale całkowicie bezzębny był po lewej stronie. To małe zwycięstwo trenera Lavicki, który na pomeczowej konferencji stwierdził, że jednym z planów na to spotkanie było zneutralizowanie poczynań ofensywnych lewego skrzydła gliwiczan. – Uznaliśmy, że Musonda lepiej pracuje w defensywie, a Piast ma po tej stronie bardzo ofensywnego Kirkeskova – wyjaśnił trener pytany o powody, dla których na ławce mecz rozpoczął Damian Gąska.

To o tyle istotne, że właśnie po tej stronie występował Łukasz Broź, któremu ciężko zarzucić cokolwiek, jeśli chodzi o grę obronną. Jedyną wartością dodatnią na lewym skrzydle Piasta był Jorge Felix, który czasem zbiegał tam, dublując pozycję Badii. Za Hiszpanem nie nadążali jednak defensywni pomocnicy Śląska, którym z tego powodu należy się mała bura od trenera.
Kluczowe momenty
Broź miał momenty. I to te momenty zadecydowały o tym, że Śląsk wygrał mecz, a jego występ można nazwać udanym. Poza nimi grał po prostu solidnie. Statystyki nieco zakłamują nam obraz meczu. Choćby patrząc na celność podań widzimy, że aż 13 razy podawał piłkę niedokładnie. To najgorszy wynik w drużynie, nie licząc Mączyńskiego (15). Ale jego celność podań wyniosła aż 81% - najwięcej spośród graczy z pola, poza parą stoperów. Jak to możliwe?
To był zawodnik kluczowy w tym meczu. Większość akcji Śląsk starał się przeprowadzać właśnie prawą stroną. Stąd duża aktywność piłkarzy w tamtym rejonie - zarówno Mączyńskiego, jak i Musondy oraz Brozia. Właśnie prawy obrońca WKS-u był zawodnikiem, do którego koledzy najczęściej adresowali piłkę. To pokazuje również, jak ważną jest postacią w zespole trenera Lavicki. A że czasem zepsuje wrzutkę? Cóż... niech pierwszy rzuci kamieniem...