InStat prawdę ci powie? Odc. 12
Poniedziałkowym popołudniem Śląsk Wrocław doznał drugiej ligowej porażki w tym sezonie. Biorąc pod uwagę fakt, że minęło już dwanaście kolejek, wynik ten jest przynajmniej imponujący. Dobry początek rozgrywek rozbudził jednak apetyty kibiców, a brak zdobytych trzech punktów w kolejnym z rzędu meczu boli niesamowicie. Sam wynik pewnie dałoby się jeszcze przeżyć, gdyby styl gry napawał optymizmem. Ale... tak niestety nie jest.
To nie tak miało być
Przemek Płacheta do Śląska przychodził z łatką nie tylko młodego talentu, lecz również piłkarza gotowego, aby już w tym sezonie zrobić różnicę w ekstraklasie. Początek sezonu miał równie obiecujący, jak reszta drużyny, lecz gdy wydawało się, że już zimą może się po niego zgłosić zagraniczny kupiec, skrzydłowy drastycznie obniżył loty.
Filip Marković nie był jedynym absolutnym debiutantem w tym spotkaniu. Drugim był Kamil Piątkowski. Wysoki stoper na mecz ze Śląskiem został ustawiony na pozycji wahadłowego, gdzie w praktyce miał być cieniem Płachety. Fantastycznym występem były zawodnik Zagłębia Lubin udowodnił trenerowi Papszunowi, że ten nie pomylił się przy podejmowaniu tej decyzji personalnej. Piątkowskiemu brakowało jakości czysto piłkarskiej, lecz w defensywie zagrał świetnie. 82% wygranych pojedynków oraz osiem udanych odbiorów to najlepszy wynik w drużynie Rakowa.
Na zupełnie przeciwnym biegunie znalazł się Płacheta. 67% celnych podań to najniższy wskaźnik na boisku. Do tego dołożył zaledwie 33% wygranych pojedynków i aż 13 (najwięcej) strat piłki. Nie był w stanie też wypracować kolegom ani jednej sytuacji bramkowej. Oczekiwania wobec skrzydłowego wciąż są ogromne, ale Płacheta musi wziąć się ostro do roboty.
No Puerto, no party
O tym, jak kiepsko może wyglądać defensywa Śląska w tym meczu, wiedzieliśmy od pewnego czasu. Brak Wojciecha Golli mógł zatuszować Piotr Celeban, ale jak na złość nabawił się poważnej kontuzji. W roli strażaka został więc postawiony Mariusz Pawelec. Taki ruch opłacił się Laviczce pod koniec poprzedniego sezonu, więc trener spróbował jeszcze raz.
Od początku meczu Pawelec wyglądał jakby… gorzej, niż reszta drużyny. Nawet w prostych elementach gry, takich jak podanie, był nieco niedokładny, co rzucało się w oczy. Miał też sporo problemów z Brown-Forbesem, z którym bał się wchodzić w pojedynki. Ale ostatecznie nie był to zły występ w jego wykonaniu. Siedem wygranych pojedynków na dziesięć prób i trzy udane odbiory to niezły wynik. Dołożył do tego 72% celnych podań i aż sześć sprintów, a prędkość, którą rozwinął w topowym momencie, mogła zawstydzić niektórych zawodników. Mario robił dokładnie to, czego od niego oczekiwał trener. Przynajmniej dopóki na boisku był Puerto.
Martwić może końcówka spotkania w wykonaniu defensywy Śląska. Brak drugiego z niekwestionowanych liderów środka obrony dał się pozostałym piłkarzom mocno we znaki. Stiglec raz na zawsze udowodnił, że lepiej mu z boku, gdzie może również pokazać swoje walory ofensywne. Tym bardziej, że zastąpił go na boisku słabiutki Hołownia. Bardzo martwi fakt, że wystarczy, aby wypadło dwóch podstawowych zawodników i Śląsk traci mnóstwo jakości.
Diego Ociężały
Według InStatu najlepszym piłkarzem Śląska był Diego Żivulić. Chorwat miał zabezpieczać środek pola i umożliwiać nieco więcej ofensywnej gry Mączyńskiemu. Po raz kolejny zobaczyliśmy pomocnika takim, jakim był w poprzednich meczach – walecznym, agresywnym i bezkompromisowym. Pomimo knockdownu, jaki zaliczył na początku meczu, był w stanie dograć zawody do końca. A zakończył je z 88% celnością podań, aż 84% wygranych pojedynków i 80% udanych odbiorów.
To bardzo dobre statystyki, jak na środkowego pomocnika. Nieco zakłamują fakt, że zwłaszcza w pierwszej połowie zdarzyło mu się kilka razy niecelnie podać piłkę – i to w prostych sytuacjach. Zrzucam to jednak na karb tego zderzenia z Brown-Forbesem i wybaczam Żivuliciowi. Piłkarsko rozegrał naprawdę dobre zawody.
Tym, co rzuca się w oczy, a co jest do natychmiastowej poprawy, jest... jego zaangażowanie. Chorwat przebiegł w tym meczu zaledwie 9,96 kilometra. O ponad kilometr mniej niż rekonwalescent Mączyński! Niby stare przysłowie mówi, że lepiej mądrze stać, niż głupio biegać. Mam jednak wrażenie, że zwłaszcza przy niekorzystnym wyniku – którym, notabene, było nawet 0:0 – Jakub Łabojko wychodziłby z siebie i próbował napędzać pressing drużyny w każdym możliwym miejscu i momencie. Żivulić ograniczył się do koła środkowego, gdzie mądrze się ustawiał i zbierał piłki, ale zabrakło większej dozy zaangażowania w niektórych fragmentach gry. Rozumiem jednak wybór trenera odnośnie posadzenia Łabojki na ławce. Raków i tak był niesamowicie groźny po stałych fragmentach, a Żivulić przynajmniej odrobinę zawyżał średnią wzrostu w drużynie Śląska.
zieeeeeew
Mówiąc eufemistycznie – nie był to najpiękniejszy mecz do oglądania dla kibiców. Po pragmatycznym beniaminku, szczerze mówiąc, nie spodziewałem się niczego innego, ale można było się solidnie wynudzić, patrząc na 90 minut w wykonaniu piłkarzy. Raków oddał inicjatywę, lecz miał zdecydowanie więcej piłkarskiej jakości. Śląsk może się cieszyć, że bramek dla gospodarzy nie padło więcej – wszak Tomas Petrasek był nie do zatrzymania w powietrzu i miał przynajmniej jedną sytuację z gatunku tych, które wykorzystuje w dziewięciu próbach na dziesięć.
Poniżej prezentujemy InStat Index wszystkich zawodników Śląska, w kolejności od najwyższego do najniższego. Wartość ta w skrócie opisuje, jak dobrze ze swoich boiskowych zadań wywiązali się poszczególni piłkarze.