Największy pechowiec
Mateusz Radecki w tym sezonie może mówić o sporym pechu. Uraz kolana spowodował, że nie wystąpił w żadnym z letnich meczów sparingowych oraz pierwszych meczach ligowych. Gdy doszedł do pełni zdrowia i zaczął wychodzić na boisko w roli zmiennika, na jednym z treningów odezwał się przywodziciel i znów czekała go przerwa od gry. Pomocnik wraca jednak do zajęć z zespołem i liczy, że problemy już za nim.
- Od środy mam zacząć znów normalnie ćwiczyć z drużyną i zobaczymy, jak to będzie wyglądać w treningu. Mam nadzieję, że będzie dobrze i nie będzie mnie ciągnął przywodziciel, który był lekko naderwany. Przy mocniejszym podaniu mógłbym to jeszcze poczuć, ale mam nadzieję, że będzie OK – mówi Radecki.
Po tym urazie pojawiły się głosy, że może zbyt szybko powrócił do treningów i grania. Piłkarz rzuca nieco światła na kulisy. - Wydaje mi się, że nie miało to wpływu. Ewentualnie może moje dodatkowe zajęcia na siłowni. Dzień wcześniej po treningu bardzo mocno trenowałem nogi, pracowałem nad mięśniami czworogłowymi i dwugłowymi. Muszę je rozbudować, żeby kolano było w stu procentach zdrowe i nie dokuczało. Cały czas mi doktor mówi, że muszę zbudować taką siłę w nogach, żeby była tam potęga, a nie ma za bardzo kiedy tego robić będąc w normalnym rytmie treningowym. Trudno poukładać to tak, żebym trenował normalnie i robił siłę. Wiadomo, że jak się pracuje nad siłą, to są bardzo mocne treningi na nogi i później, gdy się wychodzi na normalny trening, to nogi są ciężkie. A ja muszę to zrobić, jakoś poukładać, żeby wszystko było dobrze. Więc ewentualnie może te dodatkowe ćwiczenia mogły mieć jakiś wpływ na ten nowy uraz – zastanawia się.
Mimo tego, że w trakcie ostatnich 8 miesięcy na boiskach ekstraklasy pojawił się tylko na niecałe 100 minut, Radecki nie załamuje się i wierzy, że teraz karta się odwróci. - Nie ma mnie długo, ale takie jest życie sportowca. Mnie teraz dopadły te urazy, ale wierzę bardzo mocno w to, że wyjdę z tego i w końcu wszystko wróci do normy i będę regularnie grał. Moim celem jest gra po 90 minut w każdym meczu, tak jak to było wcześniej – zapewnia.
Gdy Radecki w październiku był gotowy do gry i wszedł na boisko w końcówkach meczów z Rakowem i Arką wniósł sporo ożywienia i zebrał pochlebne recenzje. - Rzeczywiście, dobrze się czułem na murawie. Z Rakowem dostałem kilka minut, ale piłka latała z jednej na drugą stronę i trudno było ją przytrzymać, za to z Arką trener wpuścił mnie na 25 minut i myślę, że wyglądało to dobrze. Zarówno pod względem fizycznym, jak i piłkarskim czułem się dobrze, nie miałem wrażenia, żeby brakowało mi treningów. Mentalnie również byłem gotowy do walki – wspomina.
Drużyna bez Radeckiego radzi sobie nieźle. A jak pomocnik ocenia początek sezonu w wykonaniu Śląska? - Pierwsza runda była bardzo dobra w naszym wykonaniu - 5. pozycja ze stratą tylko 2 punktów do lidera, to wynik, który chyba satysfakcjonuje kibiców. Teraz mamy mecz z Wisłą i po zwycięstwie możemy być jeszcze wyżej w tabeli – mówi.